Skocz do zawartości
IGNORED

Za co kochacie, a za co nie lubicie Mozarta?


NewbieOpera

Rekomendowane odpowiedzi

Takie międzyświąteczne pytanie. Za co kochacie, a za co nie lubicie Mozarta?

 

Przereklamowany jest geniusz Mozarta i jego rzekomy wpływ na rozwój (dzieci)?

 

Ja postanowiłem od nowego roku poważnie zapoznać się z Amadeuszem. W drodze wielki box

170 CD z dziełami wszystkimi. Mimo że ponoć dzieła miał nierówne jak mało kto. Później

będę dokupował konkretne wykonania i zawężał wybór.

 

W tej chwili mam tylko koncerty fortepianowe Gezy Anda. DG. Wspaniały boks.

Mozarta nie znoszę za Mozartkugeln - straszne świństwo. Powinien był poprzestać na komponowaniu, a cukiernictwo zostawić zawodowcom. A likier to już tylko na wymioty.

Kochamy go za to,że jego muzyka jest pozornie łatwa i prosta a bardzo trudna do wykonania i za piękne melodie.A nie lubimy gdy jest za dużo brillant.

Kochamy go za to,że jego muzyka jest pozornie łatwa i prosta a bardzo trudna do wykonania i za piękne melodie.A nie lubimy gdy jest za dużo brillant.

 

e tam. Minimalizm.

To tak jakby powiedzieć że kobiecie wystarczy para piersi i d. a facetowi k.

 

Świat jest bardziej skomplikowany, jak życie. Dlatego nie lubię Mozarta ale doceniam. Wolę parę innych rzeczy.

 

Rozwijając myśl dalej można by przywołać ideę czterochwytowych przebojów w muzyce pop :D

Wypowiadam się jako człowiek, któremu klasycyzm kompletnie nie przypadł do gustu.

 

Nie lubię Mozarta, chociaż próbowałem polubić jego symfonie i kwartety. Chociaż przesłuchałem Don Giovanniego i Wesele Figara.

 

Za bardzo salonowy i wykoncypowany, za mało autentyczny i szalony. Za bardzo lukrowany, akuratny i w gruncie rzeczy nijaki.

 

Uwielbiam Wagnera za szaleństwo, "otwartą formę", teatralność i emocjonalność. Kocham Lully'ego za proporcje, brzmienie i znakomite wyczucie smaku, ubóstwiam Despreza za bogactwo imitacji, wspaniałą inwencję, surową autentyczność, mistykę...

 

Mozart to jak poznawanie świata przez kolorową szybę. Mało naturalne, duszne, wymyślne. Nie mój świat. Gdybym miał odpowiedzieć na zadane w tytule wątku pytanie - to ani Mozarta nie kocham, ani go nie lubię. W zasadzie to ani mnie parzy ani ziębi. Już bliżej mi do Beethovena. Kompozytor powinien mieć "jaja". Mozart miał "lukrowane jajeczka", zapewne świetny warsztat i opanowanie formy.. no i całkiem dobre poczucie humoru. Dla mnie to za mało.

 

 

JazzyFan

...Lubiłem twoją aksamitną woń, długie podróże w delcie twoich nóg....

Kompozytor powinien mieć "jaja". Mozart miał "lukrowane jajeczka"

 

Po pierwsze nie lukrowane a czekoladowe, to właśnie te Mozartkugeln, bez smaku jak austriackie porno. Mają swoje zalety bo to badziewie dobrze się sprzedaje, chętnie sam by je produkował i sprzedawał ale żeby jeść...

Dużo zależy od interpretacji. Mozarta teoretycznie po opanowaniu materiału i formy można dobrze zagrać ale to za mało. Bez pomysłu robi się nijakie austriackie gadanie ale jeżeli ktoś się odważy pójść w którymś kierunku i poświęci temu teoretyczną doskonałość całości to zaczyna być interesująco. Dla przykładu - Mozart Koopmana, Christiego i Minkowskiego.

Kiedy tak czytam Wasze komentarze na temat muzyki Mozarta mam coraz większe wątpliwości, czy mamy na myśli tego samego Mozarta, TEGO Mozarta. :) Ja znam takiego, o którym pisze m.in. Stefan Jarociński:

 

„Za bardzo salonowy i wykoncypowany, za mało autentyczny i szalony. Za bardzo lukrowany, akuratny i w gruncie rzeczy nijaki”.
„Mozart to jak poznawanie świata przez kolorową szybę. Mało naturalne, duszne, wymyślne”.

Requiem posiada karty tak ludzkie, wzruszające do głębi w swym niezwykłym zamyśleniu, jak niezapomniana Lacrimosa i Confutatis, tak jeszcze żywiołowe w wielkim rozpędzie twórczym, jak podwójna fuga w Kyrie lub niepowstrzymane w biegu niemal radosnym Dies irae”. (S. Jarociński)

 

„Rozwijając myśl dalej można by przywołać ideę czterochwytowych przebojów w muzyce pop”.

Don Juan… łączy w sobie zachwycającą melodyjność Włochów z impetem harmonicznej inwencji, jaka wyróżnia szkołę niemiecką…”. („Journal de Paris”, 18.09.1805)

 

Symfonia C-dur KV 551 jest… zarazem syntezą i szczytem całej twórczości symfonicznej XVIII wieku. I bodaj dlatego nazwano ją Jowiszową, że łatwość, z jaką Mozart rozwiązuje w niej wszystkie problemy harmonii, kontrapunktu i instrumentacji, absolutne mistrzostwo, z jakim włada dla celów wyrazu całą wiedzą muzyczną swych czasów, wyrasta niemal ponad miarę człowieczą”. (S. Jarociński)

 

Może to i przesadzone w drugą stronę, ale porównywać muzykę Mozarta z „czterochwytowymi” przebojami (BTW: taki epitet bardziej pasuje do Haydna ;))? Posądzać o lukrowatość, brak spontaniczności i „szaleństwa”? Na pewno chodzi o jakiegoś innego Mozarta. ;)

 

Uwielbiam Wagnera za szaleństwo, "otwartą formę", teatralność i emocjonalność.

Ponieważ mamy na forum spory fanklub Wagnera przytoczę jeszcze jego opinię na temat Czarodziejskiego fletu?

 

„Niemiec nie może znaleźć dość słów na pochwałę tego dzieła. Można powiedzieć, że dotąd opera niemiecka nie istniała, tym dziełem została stworzona. Jakież to czary cudowne karmiły natchnienie Mozarta od najpopularniejszej pieśni do najwznioślejszego hymnu! Jakaż rozmaitość, jakie bogactwo, jakie uczucie! To jest sama istota sztuki, zgęszczony zapach kwiatów najpiękniejszych i najróżnorodniejszych”. (Richard Wagner)

 

Idę posłuchać SWOJEGO Mozarta. Szkoda, że go nie znacie :-)

Kiedy tak czytam Wasze komentarze na temat muzyki Mozarta mam coraz większe wątpliwości, czy mamy na myśli tego samego Mozarta, TEGO Mozarta. :) Ja znam takiego, o którym pisze m.in. Stefan Jarociński:

 

Requiem posiada karty tak ludzkie, wzruszające do głębi w swym niezwykłym zamyśleniu, jak niezapomniana Lacrimosa i Confutatis, tak jeszcze żywiołowe w wielkim rozpędzie twórczym, jak podwójna fuga w Kyrie lub niepowstrzymane w biegu niemal radosnym Dies irae”. (S. Jarociński)

 

 

Instrumentację Confuntatis zrobił Eybler. Partie wokalne i instrumentalne Lacrimosa i Amen zrobił w zasadzie Sussmayr (Mozart zdążył z kilkoma taktami). Podobnie Kyrie (w Kyrie Mozart jest autorem wyłącznie partii wokalnych).

 

Całe Requiem to raczej niewiele Mozarta i zbyt wiele Sussmayra ;-)

Pozdrawiam,

Ola

dę posłuchać SWOJEGO Mozarta. Szkoda, że go nie znacie :-)

 

Zgadzam się w stu procentach i robię podobnie.

Andante z 21 koncertu fortepianowego jest tak piękne w swojej prostocie ,że mógł je napisać tylko geniusz.

Instrumentację Confuntatis zrobił Eybler. Partie wokalne i instrumentalne Lacrimosa i Amen zrobił w zasadzie Sussmayr (Mozart zdążył z kilkoma taktami). Podobnie Kyrie (w Kyrie Mozart jest autorem wyłącznie partii wokalnych).

Faktycznie, w całości Mozart zapisał jedynie pierwszy odcinek Introitus - Requiem aeternam. W pozostałych częściach pozostawił instrumentację w wersji szkicowej (tzw. particella). Części Sanctus, Benedictus, Agnus Dei są całkowicie wymysłem Süssmayra, a finałowe Communio - Lux aeterna zostało oparte na materiale Introitu i Kyrie, co zapewne nie było intencją twórcy.

 

Cóż oznacza ta "particella"? Otóż Mozart zamiast rozpisywać szczegółowo wszystkie partie instrumentalne zaznacza skrótowo, które melodie należy zdublować jakimi instrumentami, a w tutti pozostawia często same partie chóralne, notując jedynie te kontrapunkty, które wykraczają poza skonwencjonalizowane reguły orkiestrowania takich fragmentów. Na podstawie takich wskazówek nawet ja byłbym w stanie rozpisać Requiem do Lacrimosy. To, co następuje po Lacrimosie to już wymysł Sussmayra, znacznie odróżniający się stylistycznie (na niekorzyść) od reszty i mój odtwarzacz CD automatycznie się stopuje. :)

 

Można zatem przyjąć, że części o których wspomina Jarociński to natchniona muzyka Mozarta (w niemal 100% jego dzieło) zaś druga połowa Requiem to konwencjonalne klasyczne popłuczyny. Wdowa po kompozytorze w pierwszej kolejności zwróciła się z prośbą o uzupełnienie i dokończenie partytury do Josepha Eyblera, protegowanego Mozarta. Dopiero, kiedy ten stwierdził skromnie, że nie jest godzien takiego zaszczytu, szkice trafiły do mniej utalentowanego (w przekonaniu Konstancji) Süssmayra, który z podejrzanym entuzjazmem podjął się tego zadania, i nie miał żadnych skrupułów, kiedy... wysyłał Requiem do hrabiego Walsegga jako swoje dzieło (stąd ta legenda wokół "Requiem" wykorzystana w "Amadeuszu" Formana).

 

Jeśli chodzi o najbardziej znany odcinek, czyli nieśmiertelną Lacrimosę, można przyjąć, że w 80% jest ona dziełem Süssmayra. Rękopis Mozarta (najprawdopodobniej ostatnie nuty jakie zapisał w swoim krótkim i intensywnym życiu) urywa się w dziesiątym takcie. Zdążył więc zasugerować jedynie ogólny charakter i motyw czołowy w głosach chóralnych:

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) 12_3m.jpg

 

Z drugiej jednak strony, w stylu klasycznym temat wraz z akompaniamentem, to podstawa konstrukcji i przy próbach dokończenia, podjęcia myśli twórcy, nie pozostawia zbyt wielkiego wyboru możliwości na sensowne i spójne stylistycznie rozwinięcie myśli zalążkowej.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Takie międzyświąteczne pytanie. Za co kochacie, a za co nie lubicie Mozarta?

 

Przereklamowany jest geniusz Mozarta i jego rzekomy wpływ na rozwój (dzieci)?

 

Ja postanowiłem od nowego roku poważnie zapoznać się z Amadeuszem. W drodze wielki box

170 CD z dziełami wszystkimi. Mimo że ponoć dzieła miał nierówne jak mało kto. Później

będę dokupował konkretne wykonania i zawężał wybór.

 

W tej chwili mam tylko koncerty fortepianowe Gezy Anda. DG. Wspaniały boks.

 

 

Newbie, obejrzyj najpierw film Amadeusz. Potem kupuj boksy!

Newbie, obejrzyj najpierw film Amadeusz. Potem kupuj boksy!

 

No właśnie po obejrzeniu tego filmu i przeczytaniu książki "Brat Mozart" o powiązaniach Mozarta z masonerią, zainteresowałem się na tyle,

żeby zamówić kobylasty box Brillianta.

 

Wiem że taki box to sieczka i jak wspomniał Tad46 można trafić różnie. Ale chce mieć taki encyklopedyczny wykaz całości, a dokupować sobie będę

to, co mi się wyjątkowo spodoba, w tym różne HIPy.

 

Podobają się bardzo późne symfonie i koncerty fortepianowe grane przez Gezę Anda. Ale faktycznie w wielu kompozycjach przebija taki salonowy cukier i galancik.

Chociażby w serenadach i divertimentach. Mamy na forum samotulinusa. Może On podpowie na ile to kwestia konwencji epoki, zapisu w partyturze, na ile sprawa interpretacji wykonawcy.

...na ile to kwestia konwencji epoki, zapisu w partyturze, na ile sprawa interpretacji wykonawcy.

Mozart, mimo swego geniuszu, to jednak tylko człowiek a nie machina do wypluwania samych arcydzieł ;) Przy takiej nadprodukcji jaka była jego udziałem jest wręcz niemożliwe, aby wszystkie utwory jakie wyszły spod jego pióra miały tę samą najwyższą rangę artystyczną. Obok bardzo wielu pomnikowych utworów (czy to na gruncie twórczości operowej, sakralnej, symfonicznej, koncertującej, kameralnej, czy solowej) jest także sporo utworów lżejszego kalibru, które Mozart „wypluwał” z siebie na zamówienie i szybko o nich zapominał. Jednak nawet te jego „chałturki” były obiektem zazdrości niejednego ówczesnego kompozytora. W „Amadeuszu” jest taka fajna scena, kiedy Salieri w pocie czoła, w znoju i trudzie płodzi patetyczny marsz powitalny, a Mozart po jednorazowym wysłuchaniu gra go z pamięci w wersji oryginalnej i następnie "od ręki" przetwarza w małe arcydziełko (BTW: zalążek słynnej arii z „Wesela Figara”) ku utrapieniu nadwornego kompozytora. Rzecz jasna, jest to filmowa fikcja, ale doskonale oddająca różnicę pomiędzy czystym warsztatem a natchnieniem:

 

 

Co do owej "salonowości", "cukierkowości", "galanterii"...

Pewnie że dużo zależy od wykonania, od interpretacji. Mozarta można łatwo przesłodzić nadmiernym wibratem jak to czynił np. Henryk Szeryng, ale można także podać mniej "romantycznie", bardziej pogodnie, wesoło, bez zbędnej egzaltacji, jak Carmignola:

 

 

Osobiście, wolę tę drugą opcję i wcale nie dlatego, że jest na instrumentach z epoki. :)

 

Osobiście, wolę tę drugą opcję i wcale nie dlatego, że jest na instrumentach z epoki. :)

 

Ale co do tej galanterii i tego że można przesłodzić Mozarta. Czy to że Carmignola grał mniej słodko oznacza że grał bardziej autentycznie? Wiemy jak to mogło wyglądać

za czasów Mozarta? W końcu był to głównie salonowy tygrys, piszący właśnie na zamówienie i często do kotleta.

 

Mozart, mimo swego geniuszu, to jednak tylko człowiek a nie machina do wypluwania samych arcydzieł ;) Przy takiej nadprodukcji jaka była jego udziałem jest wręcz niemożliwe, aby wszystkie utwory jakie wyszły spod jego pióra miały tę samą najwyższą rangę artystyczną.

 

Ponoć Bachowi udała się ta sztuka. Pisał na zamówienie. Kantaty wypluwał taśmowo. A poziom zdaniem wielu ma bardzo równy.

Czy to że Carmignola grał mniej słodko oznacza że grał bardziej autentycznie?

Zagadnienie tzw. "autentyczności" jest dla mnie zupełnie nieistotne. ;)

Można jednak stwierdzić, że z dzisiejszej perspektywy ograniczenie wibracji jest nawiązaniem do ówczesnej praktyki wykonawczej, gdzie wibrato było jeszcze ozdobnikiem a nie normą. Swoją drogą, ta XIX-wieczna maniera permanentnego wibrowania połączona z obślizłymi portamentami w niektórych interpretacjach staje się nieznośna nawet w odniesieniu do późniejszego repertuaru i potrafi pogrążyć nawet najpiękniejsze melodie. Przykładem może być prześliczna Romanza z Koncertu skrzypcowego Karłowicza zawibrowana na śmierć przez Kulkę w nagraniu z 1979 roku:

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Gość papageno

(Konto usunięte)

Lubię Mozarta za to, że Clara Haskil, Friedrich Gulda i Alfred Brendel mogą go w cudowny - choć bardzo różny - sposób interpretować, wznosząc się na szczyty kunsztu pianistycznego.

P.S. Ale całego boxu Mozarta za Boga bym nie kupił;)

Ponoć Bachowi udała się ta sztuka. Pisał na zamówienie. Kantaty wypluwał taśmowo. A poziom zdaniem wielu ma bardzo równy.

Czy np. cztery luterańskie msze, skompilowane z fragmentów kantat można naprawdę porównać z Wielką Mszą h-moll?

Albo liczne klawesynowe drobiazgi z Wariacjami Goldbergowskimi?

Lubię Mozarta za to, że Clara Haskil, Friedrich Gulda i Alfred Brendel mogą go w cudowny - choć bardzo różny - sposób interpretować, wznosząc się na szczyty kunsztu pianistycznego.

P.S. Ale całego boxu Mozarta za Boga bym nie kupił;)

 

A Papagena lubisz ?

Gość papageno

(Konto usunięte)

A Papagena lubisz ?

No masz! Pisałem już wcześniej, które z utworów Mozarta uważam za wybitne - były tam zwłaszcza opery. W całości identyfikuję się z tym, co napisał Samotulinus o największych dziełach Wolfganga, choć nie potrafię tego tak pięknie uzasadnić. A szkoda:))

No masz! Pisałem już wcześniej, które z utworów Mozarta uważam za wybitne - były tam zwłaszcza opery. W całości identyfikuję się z tym, co napisał Samotulinus o największych dziełach Wolfganga, choć nie potrafię tego tak pięknie uzasadnić. A szkoda:))

 

Wiem wiem pamiętam Twoje wpisy tak tylko napisałem,ja również podzielam zdanie Samotulinusa, ale już zupełnie nie potrafię przelać na klawiaturę swoich uzasadnień.

Myślę,że te krytyczne wypowiedzi niektórych Forumowiczów na temat muzyki Mozarta miały charakter prowokacji i chęci podgrzania dyskusji.

a przy okazji dyskusji o Wolfgangu - które pozycje książkowe forumowicze by mogli polecić?

W pierwszej kolejności, obszerna monografia autorstwa Alfreda Einsteina - Mozart. Człowiek i dzieło, tłum. Adam Rieger, PWM Kraków 1983, ss. 512.

Myślę,że te krytyczne wypowiedzi niektórych Forumowiczów na temat muzyki Mozarta miały charakter prowokacji i chęci podgrzania dyskusji.

Niekoniecznie. Przecież wszystko zależy od indywidualnego gustu i bieżących preferencji. Często powracam (i zwyczajnie ją uwielbiam) do muzyki Mozarta, w której pojawia się śpiew (Requiem, Msza koronacyjna i Wielka, Exsultate), natomiast płyty z muzyką czysto instrumentalną szybko stały się dla mnie nudnawe (jest wśród nich np. wspomniany przez Samotulinusa Carmignola na płycie z kompletem koncertów na skrzypce ;) i myślę, że moje odczucia względem tych płyt dobrze określił JazzyFan swoimi słowami o salonowości i lukrze.

Mozart jest wdzięczny w grze o tyle że doskonale czuł techniczny charakter instrumentów i jego muzyka jest bardzo naturalnie zinstrumentalizowana. Włosi dla przykładu byli pomysłowi ale nierzadko ich partie w utworach seria (tj niby poważnych) bywają sztuczne i niewdzięczne w grze podobnie jak partie wokalne, w przeciwieństwie do utworów oscylujących na granicy muzyki lokalnej i poważnej jak wariacje na temat lokalnych pieśni i tańców, utwory okolicznościowe etc.

Bach przy kwestiach technicznych które należy dopracować często daje jednak żelazną logikę która u Włochów nie jest konieczna, w ten sposób Bach nagradza muzyka i ten z większą przyjemnością i satysfakcją gra utwór. Mozart to takie połączenie włoskiej inwencji, naturalności poszczególnych partii i austriackiej logiki.

Ale czy to wystarczy? To tak jak z mieszankami kawy, winem, potrawami i seksem. Nie zawsze idealne może być najbardziej interesujące i satysfakcjonujące. Reguły i struktura są ważne bo to podstawa, bez ich odpowiedniego poziomu jest po prostu badziew, złe rzemiosło. Ponad tym jednak potrzebne jest ich złamanie a to w jaki sposób się to odbędzie i jaki efekt się osiągnie - tu wkraczamy na bardzo płynny obszar uznaniowości, chaosu, odczucia chwili i podejścia instrumentalisty. To tak jak z dawną klasyczną grą aktorską - bez odpowiedniego oświetlenia, znajomości figur i kontekstu nie zrozumiemy gry którą kompozytor i wykonawcy toczą ze sobą i słuchaczem.

Tutaj widzę różnicę pomiędzy muzyką francuską i włoską a niemiecką - w pierwszym przypadku to rozmowa, w drugim hazard, w trzecim komunikat. Dla każdego coś miłego. Jeden może woleć Domenica Scarlattiego, inny Mozarta, inny Charpentiera. Nie można powiedzieć że jeden był lepszy od drugiego ponieważ pisali coś innego. Trudno Mankella zestawić z Kathy Reichs, Agathą Christie czy Arthurem Conan Doylem. Każde inaczej opisuje świat, ludzi, ich motywy i różne smaczki. To różne style a ideał po prostu nie istnieje. Wogóle ideał, ideologie to jakieś poronione platonizmy, augustyny i gnostyckie pierdoły które doprowadziły do katastrofalnych ofiar tak w kulturze jak w społeczeństwach. Życie jest płynne a mały szczegół, detal i gest mogą być bardziej interesujące od wielkich przemówień i budowli.

Gość papageno

(Konto usunięte)

Mozart jest wdzięczny w grze o tyle że doskonale czuł techniczny charakter instrumentów i jego muzyka jest bardzo naturalnie zinstrumentalizowana. Włosi dla przykładu byli pomysłowi ale nierzadko ich partie w utworach seria (tj niby poważnych) bywają sztuczne i niewdzięczne w grze podobnie jak partie wokalne, w przeciwieństwie do utworów oscylujących na granicy muzyki lokalnej i poważnej jak wariacje na temat lokalnych pieśni i tańców, utwory okolicznościowe etc.

Bach przy kwestiach technicznych które należy dopracować często daje jednak żelazną logikę która u Włochów nie jest konieczna, w ten sposób Bach nagradza muzyka i ten z większą przyjemnością i satysfakcją gra utwór. Mozart to takie połączenie włoskiej inwencji, naturalności poszczególnych partii i austriackiej logiki.

Ale czy to wystarczy? To tak jak z mieszankami kawy, winem, potrawami i seksem. Nie zawsze idealne może być najbardziej interesujące i satysfakcjonujące. Reguły i struktura są ważne bo to podstawa, bez ich odpowiedniego poziomu jest po prostu badziew, złe rzemiosło. Ponad tym jednak potrzebne jest ich złamanie a to w jaki sposób się to odbędzie i jaki efekt się osiągnie - tu wkraczamy na bardzo płynny obszar uznaniowości, chaosu, odczucia chwili i podejścia instrumentalisty. To tak jak z dawną klasyczną grą aktorską - bez odpowiedniego oświetlenia, znajomości figur i kontekstu nie zrozumiemy gry którą kompozytor i wykonawcy toczą ze sobą i słuchaczem.

Tutaj widzę różnicę pomiędzy muzyką francuską i włoską a niemiecką - w pierwszym przypadku to rozmowa, w drugim hazard, w trzecim komunikat. Dla każdego coś miłego. Jeden może woleć Domenica Scarlattiego, inny Mozarta, inny Charpentiera. Nie można powiedzieć że jeden był lepszy od drugiego ponieważ pisali coś innego. Trudno Mankella zestawić z Kathy Reichs, Agathą Christie czy Arthurem Conan Doylem. Każde inaczej opisuje świat, ludzi, ich motywy i różne smaczki. To różne style a ideał po prostu nie istnieje. Wogóle ideał, ideologie to jakieś poronione platonizmy, augustyny i gnostyckie pierdoły które doprowadziły do katastrofalnych ofiar tak w kulturze jak w społeczeństwach. Życie jest płynne a mały szczegół, detal i gest mogą być bardziej interesujące od wielkich przemówień i budowli.

Eine kleeeeine Nacht Music.

Może to i przesadzone w drugą stronę, ale porównywać muzykę Mozarta z „czterochwytowymi” przebojami (BTW: taki epitet bardziej pasuje do Haydna ;))? Posądzać o lukrowatość, brak spontaniczności i „szaleństwa”? Na pewno chodzi o jakiegoś innego Mozarta. ;)

Mozarta w ogóle nie należy porównywać. On był jedyny.

Nie napiszę "największy", bo to nie ma sensu, ale dla mnie jest po prostu najbardziej "muzycznym" z kompozytorów. Czysta, żywa, niekoniecznie najzmyślniej napisana, ale za to najnaturalniej płynąca muzyka.

Muzyka niesłychanie trudna w interpretacji - właśnie przez swoją czystość i naturalność. Ucho podświadomie szuka jakiejś skazy, punktu zaczepienia, ziarna konstrukcyjnego - ale nie tędy droga. To musi zaistnieć brzmieniowo tak, jak zostało wykreowane w umyśle Mozarta - jednym błyskiem geniuszu. Tylko że tak się praktycznie nie da. :(

 

ps. Częściej słucham Haydna. :)

Nie, żebym się zachwycał, ale na szczęście wydania, które mam, są na CD, i ich nie zajeździłem. Bo był czas, może źle napisane - czasy, bo było to wielokrotnie; jak kończyło się KV 626 filharmonii rzeszowskiej, to lądował Hogwood, albo Koopman. Podobnie było z KV 466, mogłem słuchać kilka razy z rzędu, ale Levine'a, z tym pianoforte, po prostu miodzio. Ale żeby coś więcej, to nie powiem, no, może jeden kwartet oprócz oczywiście wersji Requiem na kwartet, bo też mi się podoba. Nie sądzę jednak, czy gdyby było napisane na ten skład, zyskałoby taką sławę. Nie dałoby rady. Jednak 7 ostatnich.... Haydna broni się w każdej wersji i między innymi dlatego przekładam go ponad Wolfganga jako kompozytora w ogóle.

Nie ma nic gorszego, niż człowiek wykształcony ponad własną inteligencję.   Jerzy Dobrowolski

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.