Skocz do zawartości
IGNORED

Płyty M. Davis\'a.


ibanezq

Rekomendowane odpowiedzi

A dajcież wy wreszcie spokój! Jest już chyba ze 38 podobnych wątków... Dejwis-srejwis wkoło macieju... ileż można o tym zadufanym w sobie bucu nawijać... i robić 1549 rankingów jego płyt... mało to innych wielkich muzyków ?!

Trzeba chyba wreszcie zacząć głośno to mówić - Miles Davis to bezapelacyjnie najbardziej przereklamowany muzyk w historii jazzu! Czy - jak wolicie - najbardziej przereklamowany geniusz ;)

 

A tak przy okazji to powinno być: płyty M. Davisa. NIE Davis'a! Ale dobrze chociaż, że nie Davies'a ;)

To nawet nie chodzi o listę największych gniotów (choć byłoby co wymieniać). Z Milesem jest pewien "problem"... niewątpliwie był jedną z najważniejszych postaci w historii jazzu... ALE... śmiem twierdzić, że zarazem jest postacią najbardziej przereklamowaną. Co nie znaczy, że zaraz chciałbym go strącać z jazzowego panteonu. Choć samych arcydzieł nie nagrywał, no wiadomo.

W każdym razie - powstańcie już z kolan, panowie :)

 

A, i nauczcie się obsługiwać wyszukiwarkę ;)

 

pozdrawiam

Mimo iż się z Atoposem zgadzam co do wyszukiwarki to jak juz temat jest to dorzucę trzy grosze. Co do osoby Davisa to facet był kontrowersyjny mocno. Na pewno miał zdrowie chłopina bo nie oszczędzał się zbytnio (alko, dragi, dziwki - był nawet króciutko alfonsem, ha,ha). Już od lat 80tych jego płyty mnie rozczarowują. Niby umysl nadal mial otwarty na nowe trendy ale jakieś takie te dokonania takie sobie są. Ale co się dziwić jak sprawcą zamieszania głównym na ostatnich pozycjach był nie wielki Miles a Marcus Miller. Davis ograniczał się już tylko do "pierdnięcia" co jakiś czas w ustnik.

Wcześniejsze jego dokonania sa jednak jak najbardziej cenne. Przede wszystkim cenię go za otwarty na inne gatunki, nowe trendy umysł. W tym byli podobni z Hendrixem i prawdopodobnie gdyby heros gitary nie udusił się własnym "pawiem" w kibelku, nagrali by razem płytę bo takie mieli plany. Tak więc jeśli autorowi wątku podoba się "Kind Of Blue", to nie ma bata, musi polubić też "Lift to The Scaffold" z 57 roku. Fajne jest też "Nefertiti"

Inny, dla mnie najbardziej ambitny okres twórczych poszukiwań stanowią nagrania z nastepnej dekady i takie pozycje jak "Get Up With It", "Live Evil" czy moje ukochane "In A Silent Way" i "Big Fun". Te dwie ostatnie płyty chyba nie mają szans nigdy mi się znudzić :)

Hm... może to rzecz gustu, bo jak dla mnie właśnie płyty w rodzaju 'In a silent way' czy 'Big Fun' wyjątkowo się zestarzały. A może to i tak jest, jak niektórzy mawiają, że nic się nie starzeje tak szybko jak nowoczesność... W swoim czasie davisowski fusion był nowatorski i świeży, obecnie imho mocno trąci mychą. Jeszcze może 'Bitches Brew' od biedy może być, albo niektóre nagrania koncertowe z tamtego czasu ('Black Beauty'), ale i tak jakoś nie mam ochoty wracać do tych płyt. Rzecz jasna wiekopomną rolę Milesa 'w tym temacie' dostrzegam, ale żebym lubił to nie za bardzo... zatem - tak do końca to nie wiem czy za tą 'wiekopomną rolę' mam mistrza cenić czy raczej wprost przeciwnie;) bo chyba żaden gatunek w jazzie tak szybko nie zabrnął w ślepy zaułek jak jazz-rock/fusion.

 

Zdecydowanie wyżej cenię tego pana w wydaniu akustycznym, zwłaszcza pierwszy wielki kwintet, 'Kind of Blue' też jak najbardziej. I tu szczególnie ciekawe jest to, że te nagrania, mimo że przecież znacznie starsze, wcale nie brzmią obecnie anachronicznie!

Drugi wielki kwintet też lubię, ale jak popatrzymy ile ciekawego działo się w jazzie w tamtych latach, ile fantastycznych płyt się ukazywało, to te nagrania chyba ciut bledną (oczywiście jak wiemy niekoniecznie było to ciekawe z punktu widzenia bohatera tego wątku... heh, może to ze złości, że to nie On wymyślił, jak niektórzy uważają;)

 

Aha, za cholerę nie pojmuję tak wysokiej pozycji 'Sketches of Spain' w niektórych rankingach, sorry, ale mi ta płyta zalatuje takim dżezawym muzakiem... ;)

 

Lata 80. to już faktycznie zmierzch mistrza, jego płyty z tego okresu są po prostu słabe! I nawet nie wiem, czy można uznać za jakieś usprawiedliwienie fakt, że to w ogóle były najgorsze lata dla jazzu...

 

pozdrawiam

 

a, jaki znowu atopos ? ;)

Podzielam wiele w/p (wyżej przedstawionych:) wrażeń aToma. Dodam że muzyka pierwszego kwintetu Milesa bardziej mi odpowiada niż muzyka kwintetu drugiego (a także sekstetu). Po prostu lubię hard bop i free jazz (tego drugiego Miles nie tego), natomiast modalne granie - wprawdzie bardzo eleganckie, wręcz nasuwające mi myśl że jazz nigdy nie brzmiał tak blisko klasyki - lubię znacznie mniej. Kciuk w dół również dla he he drugiego fusion - dla jazzrockowych płyt. A zatem Cookin/Relaxin/Workin/Steamin a także duży wybór mistrzowsko zagranych ballad nastrojowych.

Dla pewnej równowagi, bo nie z chęci polemiki:), zapodaję:

1) "Sketches of Spain" to bardzo dobra płyta, jedna z lepszych, o ile nie najlepsza, w ramach czegoś co niektórzy nazywają trzecim nurtem,

2) kwartet z lat 60-tych to wybitna formacja, wszsystkie płyty co najmniej bardzo dobre,

3) "Bitches Brew" nie zestarzała się nic a nic, choć generalnie podzielam zdanie o błyskawicznym zużyciu się jazz-rocka (o czym juz pisałem w innym miejscu),

4) "In A Silent Way" to album sprzed "Bitches Brew", a więc nie z następnej dekady,

5) lata 80-te faktycznie lepiej generalnie pominąć milczeniem,

6) alfonsem? pamiętam, było coś o tym w "Miami Vice",

7) nigdy nie rozumiałem tak wysokich ocen dla "Seven Steps To Heaven", nadzwyczaj nijakie granie.

Moim zdaniem, rzecz jasna.

Pozdrawiam

A wracając do offtopu... rozbrajają mnie takie opinie jak ta:

 

> simonto, 3 Lut 2009, 21:22

 

>Wszystko - tu nie ma słabych płyt - wszytsko jest odkrywcze.

 

Naprawdę WSZYSTKO ?!

 

Możesz mi wyjaśnić cóż takiego odkrywczego jest w płycie 'Tutu', na ten przykład?

Albo chociaż wskazać cokolwiek, co mogłoby świadczyć o tym, że to jest dobra płyta? Oprócz nazwiska 'Miles Davis'? ...no i ewentualnie - okladki? ;)

 

pozdrawiam

Można Milesem rzygać, można Go kochać, ale jedno trzeba przyznać, że gość był akuszerem kilku kilku etapów rozwoju jazzu.

Ja też już Milesa nie słucham, bo mi się przejadł, ale go szanuję.

Jego reaktywacja po wielkim cpaniu/chlaniu/bzykaniu była klapą. Wszsytkie jego albumy z tego czasu, to swoista żenada...

 

 

pozdr

zjaryz, 5 Lut 2009, 20:50

 

>Można Milesem rzygać, można Go kochać, ale jedno trzeba przyznać, że gość był akuszerem kilku kilku

etapów rozwoju jazzu.

 

Oczywiście, że był! Podobnie jak był akuszerem paru zacnych jazzowych postaci.

 

>Ja też już Milesa nie słucham, bo mi się przejadł, ale go szanuję.

 

Też szanuję. A nawet czasem słucham ;)

 

Ale ten nimb wyjątkowości, swoisty kult jakim nie jest otoczony żaden inny jazzowy muzyk... czy wręcz myślenie że jazz=Miles ... no nie wiem... ja bym jednak wolał, żeby zamiast jednego wielkiego pomnika Mistrza Milesa D. postawić kilka pomniejszych, bo wielu geniuszy na to zasługuje… że nie wspomnę o tych zupełnie zapomnianych.

 

Oczywiście trudno się też takiemu obrotowi sprawy specjalnie dziwić. Miles dość dobrze dbał o autopromocję... zresztą nie musiał się tu specjalnie wysilać, jako postać barwna i bardzo wyrazista (w dobie obecnych stabloidyzowanych mediów to dopiero byłby heros ;) To, oprócz muzycznych dokonań, stąd ten jego wyjątkowy status.

 

Jeśli jednak wziąć pod uwagę przede wszystkim płytowy dorobek Milesa (i niekoniecznie mam tu na myśli ilość;) to muszę podtrzymać zdanie, że to postać przereklamowana.

 

pozdrawiam

aTom, 5 Lut 2009, 21:31

 

>Jeśli jednak wziąć pod uwagę przede wszystkim płytowy dorobek Milesa (i niekoniecznie mam tu na

>myśli ilość;) to muszę podtrzymać zdanie, że to postać przereklamowana.

 

"Postać" od biedy może i tak (czytajcie dalej bzdety gazetowo-książkowe), Jego Muzyka nie (jeśli wziąć pod uwagę dorobek płytowy)... moim zdaniem.

aTom

 

proponuję postawić pomniki następującym osobom:

 

charlie parker

dizzy gilespie

ornette coleman

albert ayler

archie shepp

frank lowe

frank wright

alexander von schlippenbach

cecil taylor

hal russell

bill dixon

wadada leo smith

peter brotzmann

fred anderson

joe mcphee

don cherry

sam rivers

sonny simmons

charles gayle

wayne shorter

sonny rollins

ble ble ble....

no i milesowi tez. Bo mu się, oh fuck, należy!

(teraz, mam nadzieję, zaczniemy się licytowac, któremu należy się większy postument)

 

p!

=> aTom

 

No fuckt, Miles raczej przeciętnym trębaczem był. Niemniej miał bardzo wiele świetnych pomysłów, doskonałe wyczucie co do muzyków (może oprócz Millera).

 

Płyty, które lubię:

1. The birth of the cool

2. Bags groove

3. Tetralogia (Steamin' , Workin' , Cookin' , Relaxin')

4. Sketches of Spain

5. Bitches Brew

6. E.S.P.

7. Filles de Kilimanjaro (IMO lepsza niż Bitches)

8. No dobra ... A Kind of Blue :-)

9. Doo Bop - jako ciekawostka, eksperyment i dowód otwartości Milesa

10. Pangea - bardzo fajny koncert, nie wiem czemu, ale bardzo często kiedy słucham Pangei to mam skojarzenia z "Purple Sun" T.Stańko i na odwrót :-)

 

Płyty IMO przereklamowane:

1. Tutu

2. Decoy

3. You are under arrest

 

Pozdr.

Eee tam zaraz licytować... to jakieś głupie takie ;)

Tak w ogóle to nie to, żebym był jakimś szczególnym zwolennikiem pomników. Może po prostu - nie stawiajmy ich tylu Milesowi (np. zakładając setny wątek o jego płytach) i będzie git. Chciałem tylko kolejny raz zaapelować - przestańmy podchodzić do tej postaci i jej twórczości z pozycji 'na kolanach'. No chyba, że ktoś naprawdę musi ;)

qb_1, 5 Lut 2009, 22:28

 

> No fuckt, Miles raczej przeciętnym trębaczem był.

 

Podobno;) choć akurat niekoniecznie o to mi chodziło.

 

> Niemniej miał bardzo wiele świetnych pomysłów, doskonałe wyczucie co do muzyków (może oprócz Millera).

 

Zgadza się.

 

pozdrawiam

Skoro Davis jest jednym z wielu to dlaczego najczęściej jego płyty proponuje się jako pierwsze spotkanie z jazzem po fascynacji rockiem....mało tego jak ktoś połknie bakcyla to ma możliwość na podstawie tylko jego płyt poznać rozwój jazzu na przestrzeni kilkudziesięciu lat.Który z muzyków jest w stanie to zaoferować.

wladz, 5 Lut 2009, 22:58

 

> Skoro Davis jest jednym z wielu to dlaczego najczęściej jego płyty proponuje się jako pierwsze spotkanie z jazzem po fascynacji rockiem....

 

No właśnie - dlaczego? I kiedy się to wreszcie skończy? ;)

Chłopak nie pytał się sfrustrowanych forumowiczów o ich opinie na temat Milesa.

 

Zadał proste pytanie: jakie następne płyty ?

W jakim celu więc robicie kolejną zadymę,przecie można odgrzebać stary wątek i w nim brać się za czuby.

" Na Materace"

:-)))

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.