Skocz do zawartości
IGNORED

Sygnowano Stańko - Festiwal ECM


broy

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

Od piątku w Fabryce Trzciny nie lada okazja zobaczenia w krótkim czasie kilku naprawdę ciekawie zapowiadających się koncertów - moim zdaniem warto pójść przede wszystkim na Sclavisa solo, Tima Berne oraz trio dziadka Johna Taylora - przyjeżdża w najlepszym składzie z Joey Baronem i Marc Johnsonem! Czy ktoś się wybiera i kiedy?

Do zobaczenia!

Szczegóły odnośnie programu:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/13041-sygnowano-sta%C5%84ko-festiwal-ecm/
Udostępnij na innych stronach

Ale dramat :((

Nie będę mogła uczestniczyć w tym projekcie. (słyszałam też o nim dziś w radiowej dwójce)

Mam nadzieję, że napiszecie jak było.

Mile widziana byłaby też recenza z towarzyszących festiwalowi sztuk plasycznych (ale to już chyba raczej w Bocznicy :))

Pozdr.

Ł.A. Woman

Witam ponownie,

Kupiłem bilety na Sclavisa solo oraz trio Taylora. Na T.Berne się waham kasowo. Wszystkie bilety są (stan na dziś) oprócz koncertu finałowego we wtorek, tj. 30 listopada - Tomasz Stańko Quartet - godz. 20.00.

Do zobaczenia!

Witam,

Dziś wieczorem nielicznie przybyłe osoby (około 40-stu osób w około 400-stu osobowej sali) były świadkami koncertu, który można określić jako niebywały. Przez grubo ponad godzinę słuchaliśmy absolutnego wirtuoza klarnetu oraz saksofonu sopranowego w osobie Louisa Sclavisa. Muszę przyznać, iż nie sądziłem, że z klarnetu można wydobyć takie dźwięki i tak zagrać, jak zrobił to dziś wieczorem Sclavis.

Grając prefekcyjnie w dwugłosie, gładko przechodził przez freakowe zagrywki do klimatów hinduskich i klezmerskich, jakich niebyłby w stanie wyobrazić sobie nawet sam David Krakauer! Wspaniale akompaniował sobie, grając przeróżne figury rytmiczne o iście szatańskich tempach. Do tego wyobraźnia muzyczna sięgająca muzycznego absolutu.

Sclavis zaprezentował opanowanie instrumentu na poziomie mistrzowskim - pasaże, grane z szybkością światła, nie sprawiały mistrzowi problemu. Jednocześnie granie bardzo melodyjne i bezpośrednie - nie była to wirtuozeria pusta, pod publikę i na czas!

Po raz pierwszy byłem świadkiem "preparacji" tego instrumentu - grania bez ustnika, wystukiwania rytmu przykładając wlot (!) do mikrofonu, czy swoistego przetworzenia głosu poprzez półotwarte klapki.

Proszę Państwa, festiwal rozpoczął się iście Hitchockowsko - od trzęsienia ziemi! ....Jedynym redaktorem, którego widziałem, był pan Romański z JF - ciekawe, czy napisze to, co działo się dziś w Fabryce Trzciny.

Tego koncertu nigdy nie zapomnę - Louis Sclavis solo; grał specjalnie dla nielicznych dziś wieczorem, gdzieś na ponurej pradze w pewną zimną, listopadową noc...

Na uspokojenie przed snem dobra, zielona herbata - jeszcze mną telepie...

Pzdr

Żałuję, że nie mogłem być.. niestety do warszawy dojechałem dopiero ok. 5 rano. 1100km po naszym cudnym kraju i wspaniałych drogach. cholera by to wzięła.

Broy - z jednej strony zazdroszczę Ci koncertu a z drugiej to strasznie smutne. 40 osób... przecież nawet na tym forum jest więcej ludzi z wawy, ktorzy deklarują, że lubią jazz i chodzą na koncerty.

Wspaniały koncert, który zapamiętam na długo. Zasnąłem dopiero ok. czwartej rano, słuchając dla uspokojenia różnej muzyki - głównie operowej Mozarta.

Najlepszy koncert okołojazzowy na instrument solowy, jaki dane mi było zobaczyć i usłyszeć w mym marnym audiofilskim życiu. Szkoda, że żadne nagrania płytowe tego nie oddadzą. Niestety, nawet najlepszy sprzęt i drogie kable nie pomogą, jeśli nie usłyszy się choć raz czegoś takiego na żywca. Na kolana!

Pzdr

 

PS. Jutro idę na Taylora, niestety nie dam rady być na T.Berne - goście goście.....

Tylko czym wytłumaczyć tak niską frekwencję? Wysoką ceną biletów? Kiepską reklamą?

 

W imieniu wszystkich tych, których rzeczywistość rzuciła w odległe od Fabryki Trzciny miejsca dziękuję za podzielenie się sugestywnymi i malowniczymi wrażeniami ze Sclavisa, Broy.

 

(po takich emocjach od zielonej herbaty lepsza jest melisa ;))

Pozdr.

Ł.A. Woman

Właśnie dotarłem do domu z dzisiejszego koncertu dziadka Taylora. Frekwencja lepsza - na sali na oko 200 osób, ale przynajmniej połowa to krawaciarze z korporacji CU, sponsora festiwalu. Zresztą cały pierwszy rząd oprócz mnie i kolegi zajmowali fotoreporterzy, reszta widocznie nie lubi za głośno słuchać.

Muszę powiedzieć, że wcale z Taylora nie taki dziadek - w zastępstwie razem z Jorminem i niejakim Martinem France na bębnach dali całkiem niezłego czadu. Szkoda, że nie dotarli zapowiadani wcześniej Marc Johnson i mój absolutny faworyt, geniusz bębnów, Joey Baron.

Dzisiejszy koncert miał ściśle ustawiony scenariusz i w zasadzie można powiedzieć, iż stanowił typowe 'dla każdego coś dobrego'. Wysłuchaliśmy ponad godzinnego setu typowego ECM-owskiego grania w trio, okraszonego ciekawymi solówkami przede wszystkim Jormina oraz postbopową melodyką Taylora. Wyjątkowo spodobał mi się właśnie Jormin - jak dotąd znałem go z płyt Stańki czy choćby Bobo Stensona, gdzie pełnił rolę typowego rytmika, a tu proszę - Jormin szarpie struny jak rasowy 'knajpiany' szarpidrut, wyciągając bez trudu niskie rejestry basu i dodając do tego ciekawe smaczki.

Taylor zagrał przede wszystkim bardzo żywo, w tempo, znakomicie łącząc świat ECM-owskiego cyzelowania każdego dźwięku i wvbrzmienia z post-evansonsko-mctyneroską manierą śpiewania fortepianem (przepraszam za ten dziwny zwrot). Generalnie gość siedzi mocno w rytmicznym jazzie środka, ale bez tego typowego dla mniejszych graczy uproszczenia formy: tutaj fraza jest bogata, obie ręce pracują w równym tempie, rytm pulsuje, a my słuchamy po prostu z otwartą buzią.

Martin France to dla mnie zupełnie nowa postać, gość grał kiedyś zdaje mi się z Django Batesem i innymi muzykami brytyjskimi. Generalnie, nothing special. Po prostu dość sprawny pałker i tyle.

No cóż, skoro mniej-więcej około 100 osób jest w stanie wydać sześć dych na zobaczenie kogoś, kto spokojnie równa się z Jarrettem w formule grania około-standardowego i balladowego, to chyba jeszcze nie jesteśmy do końca w tzw. Europie - cokolwiek to znaczy.

W sumie udany koncert - bez fajerwerków, ale dobre rzemiosło i satysfakcja dla klienta gwarantowana!

Broy, ja też siedziałem w pierwszym rzędzie ale aparat fotograficzny miałem schowany w torbie:)

na początku chciałem trochę pomarudzić. po pierwsze o zmianie składu dowiedziałem sie kiedy wyszli muzycy na scenę. troche to nie fair, że nie informuje sie kupujących bilety (kupowałem na 4 dni przed koncertem - chyba wiedzieli, że johnson i joey baron nie dojadą) o zmianie składu. tym bardziej, że to trio a zmieniło się 2 muzyków...

c'est la vie. po drugie chciałem zaprotestować, ze fabryka zamykana jest ok 23.00 więc o jakiejś kawie z przyjaciółmi, nie mówiąc o piwie (które skończyło się już na początku wieczoru) to troche obciachowo jak na knajpę. i jeszcze raz pomarudzę - Broy, skoro siedziałeś w pierwszym rzędzie to napewno słyszałeś szum klimatyzacji usytuowanej ponad sceną - szczególnie w przy solach jormina było to trochę denerwujące.

a teraz najważniejsze: fabryka trzcziny to genial;ne miejsce na tego typu granie. Duża scena ale sala sprawia wrażenie kameralnej. bardzo dobra akustyka i przynajmniej na wczorajszym koncercie świetnie zrealizowane nagłosnienie. szum klimy nie jest w stanie zmienić mojej opinii, ze to moze być najlepsza scena jazzowa w stolycy.

a muzyka? Broy napisał prawie wszystko. ja dodam, ze najlepszym dla mnie był jormin i wcale nie żałuję, że nie przyjechał johnson. jormin pokazał, jak "kolorowy" może być dźwięk basu. Jormin to muzyk obdarzony wielką intuicją, potrafiący sprawić, ze muzyka nabiera magii... Jormin the best. bębniarza wczesniej nie znałem. zagrał bardzo dobry koncert. natomiast taylora przyznam się nie mogę w żaden sposób porównać do jarretta. Jarrett ma to "coś", co na wczorajszym koncercie pokazał jormin, ale zabrakło w grze taylora. Zabrakło bowiem pewnej nieprzewidywalności. Taylor jest genialnym wykonawcą czyjejś muzyki. Sam jako lider chyba nie końca sprawdza się. Mam wiekszość płyt taylora nagranych pod swoim nazwiskiem (nie jest teko specjalnie dużo:). wszytkie te płyty oceniam podobnie - na czwórkę. miłe i przez to dość często u mnie grają, ale brakuje szaleństwa i finezji, które sprawiają, że płyta przestaje być "miła i często słuchana" a staje się nagraniem genialnym. Poza wymienionym mctynerem trzeba jeszcze przypomnieć b evansa, pod którego wyraźnym wpływem pozostaje gra taylora.

no dobra dośc dygresji na temat samego taylora - koncert był znakomity - jeden z najlepszych jaki widziałem w formule trio. świetne miejsce na takie koncerty, świetni muzycy z genialnym Jorminem.

co do publiczności, to rzeczywiście czasem nie bardzo wiedziała kiedy klaskać, ale przyznam sie bez bicia, że przy takiej muzyce czasem lepiej po solo nie klaskać. partie solowe często zachodzą bezpośrednio na siebie lub wręcz sie przeplatają i oklaski...hmmm trochę zagłuszają i rozpraszają.

witam

-> broy ja tylu z CU na sali nie dojrzalem ale nie każdy ma wypisane na czole ze pracuje w CU:-)

Przede mną siedzieli koledzy z SAT a za mna T.Stańko, widocznie zarzad CU siedzia gdzies za stołem mikserskim

 

Koncert bardzo udany z klimatem,reflekcją,czadem(momentami).Miałem wrażenie że sala jest troszeczkę za wąska i ten dzwięk siętrochę ograniczał.Co do profesjonalizmu muzyków to już broy napisał powyżej-ekstraklasa.

Minusem dla mnie była głosno działająca klima:((((

 

pozdr

Witam,

Parmenides, widziałem Cię - siedziałeś z lewej strony? Odnośnie klimy - rzeczywiście, przeszkadzała mi, choć bardziej przeszkadzał mi dość głośno sapiący obok fotoreporter. Jeśli chodzi o gości z CU to był oczywiście żart, choć myślę, że na tle pustawego koncertu Sclavisa pojawiło się trochę tłumu z konieczności - widocznie organizatorzy rozdali niesprzedane bilety wśród białych kołnierzyków - i dobrze.

Co do grania - myślę, że niewiele już można dodać - dobry koncert doskonałych muzyków w dobrze sprawdzonej formule jazzowego tria.

Natomiast po koncercie poczekałem kilkanaście minut na Taylora, który podpisał mi wszystkie płyty - facet wyglądał na dość zaskoczonego tym faktem - i zapytałem: co stało się z Baronem i Johnsonem, dlaczego nie dojechali. W tym momencie na twarzy dziadka Taylora wkradło się spore zakłopotanie połączone z dezaprobatą mojej słowiańskiej dociekliwości, które próbował ukryć skromnym angielskim 'well, well".

Po czym spokojnie stwierdził, że w żadnym przypadku NIE planował zagrać z Baronem i MJ i nie gra z nimi od czasu sesji do Rosslyn, tak więc organizatorzy dobrze wiedzieli, że taki skład NIE wystąpi - mimo to taką informację dali prasie. No cóż, bez komentarza.

Pzdr

parmenides

"co do publiczności, to rzeczywiście czasem nie bardzo wiedziała kiedy klaskać, ale przyznam sie bez bicia, że przy takiej muzyce czasem lepiej po solo nie klaskać. partie solowe często zachodzą bezpośrednio na siebie lub wręcz sie przeplatają i oklaski...hmmm trochę zagłuszają i rozpraszają."

 

Dokładnie, ja z reguły nie klaszcze po solach. Wczoraj było dobitnie widać, że to czasem niektórym nie wychodzi.

Okaże się. Zobaczymy, jak wypadnie solo. Ja mam na dziś w programie Solo Concert z 79-tego roku.

 

BTW: czy nie uważacie za dziwne, że w tym samym czasie odbywa się koncert fenomenalnego tria EST?

To poniekąd tłumaczy wolne miejsca na sali w czasie koncertu tria Taylora, ale czy organizatorzy nie mogli inaczej ustawić Taylora?

Druga sprawa: moim zdaniem koncert Litanii z Bazyliki powinien być wieczorem zamiast Taylora, a dziadek mógł spokojnie zagrać wcześniej. A tak przez tzw. "obiad rodzinny" nie mogłem dotrzeć na koncert Stańki, czego bardzo żałuję.

->broy

Przeżyłem podobny dylemat i oczywiście Litania odbyła się beze mnie.No cóż jeszcze trochę wodu upłyniw w Wiśle zanim nasi kochani promotorzy muzyki przez duże M zrozumieją że grono jej słuchaczy nie liczy sie w dziesiątach tys. ale w pojedyńczych setkach.O tym może świadczyć ilośc ludzi na wczorajszym koncercie.

byłem na freelectronic i potem na townerze. Freelectronic dał naprawdę czadu, tło i krajobrazy muzyczne tworzyli J skowron na klawiszach i a. jormin jako gość. Kurkiewicz grał główna sekcję basu. nadawał tempo i nakręcał muzykę - widać, że po prostu uwoelbia grać z Michałem Miskiewiczem. razem tworzą naprawdę fajną, napędzającą sekcję. mało było z ich strony poetyki ale drive jaki dawali baaaardzo mi się podobał. Słyszałem już SAT przy innych okazjach i uważam, ze chłopaki są świetni. no i mistrz stańko nie zawiódł. słowem - bez odlotów ale bardzo dobry koncert.

potem zagrał jeden z moich ulubionych muzyków - ralph towner. lubię go za wszystko: za jego kompozycje, za aranze, za technikę, za muzyczną fantazję. uważam, że jego solowe płyty są najlepszym przykładem jak należy grać improwizowane koncerty na solowy instrument. Niestety wczorajszy koncert zaczął się według mnie niezbyt dobrze. słychać było, że townerowi nie idzie - męczył się i przy trudniejszych pasażach i zagrywkach czasem "nie trafiał"... byłem lekko podłamany, bo jak pisałem wcześniej to jeden z m oich muzycznych guru. Na szczęście druga część koncertu była wręcz znakomita - piękne improwizacje do znanych z płyt Ana, Anthem czy oregon in moscow, etmatów. Świetnie zagrane, po prostu rewelacja. Ale w pamieci niestety zostało, że nawet mistrz może mieć gorsze chwile.

Wczoraj muzyczny prezent sprawił Freelectronic z niezawodnymi chłopakami z SAT, ze skowronem, z genialnym jormminem pod muzycznym okiem stańki.

Na koncercie FE najbardziej podobał mi się Jormin, który obok Sclavisa był najciekawszym muzykiem festiwalu (niestety nie byłem na T.Berne). Niestety, to co dwadzieścia lat temu było na owe czasy nowatorskie, dziś już takie nie jest i moim zdaniem FE nieco rozczarował. Oczywiście rozczarował w kontekście innych znakomitych koncertów, czyli per saldo koncert był udany. TS jak zwykle klasa sama dla siebie, a SAT wyprzedził o lata świetle kolegów z Polski i nie tylko.

Natomiast R.Towner miał wczoraj lepsze i gorsze momenty, choć przeważały te pierwsze. Miał problemy z uzyskaniem właściwego brzmienia oraz 'nastroju'. Druga część była znacznie lepsza i równiejsza, tak jak napisał parmenides. W zasadzie mogę powiedzieć, że koncert mi się podobał i jednocześnie nie zaskoczył - po prostu znakomity fachowiec gra piękne dźwięki. Bardzo przyjemna muzyka, nie tylko dla jazzfanów. Pozytywne.

 

Jeżeli chodzi o pozostałe koncerty, to niestety nie byłem i żałuję, ale pora i czas były dla mnie nieodpowiednie. Z tego co widziałem i słyszałem, absolutnie obalający był dla mnie koncert uwielbianego przeze mnie muzyka, czyli Louisa Sclavisa. Wszystko, co słyszałem potem, nie zbliżyło się nawet do poziomu energii muzycznego przekazu LS. Jeden z najlepszych koncertów, jakie słyszałem - z pewnością mieści się w top five :-)

To jest geniusz!

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
  • Biuletyn

    Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
    Zapisz się
  • KONTO PREMIUM


  • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

    Ostatnio dodane opinie o albumach

  • Najnowsze wpisy na blogu

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.