Prawie pół roku temu miała miejsce moja pierwsza styczność z dzielonym zestawem preampa i końcówki mocy Circle Labs M200 & P300. Na małej, zamkniętej prezentacji tego sprzętu, bezpośrednio u dystrybutora, w grupie kilku osób, mogliśmy posłuchać świeżutkiego wtedy dzieła - krakowskiej manufaktury Circle Labs.
Wrażenie jakie wtedy wywarło na nas, ten sprzęt było skrajnie pozytywne. Jedni zachwycali się wyjątkową dbałością o detale i jakość wykonania, innych szokowała moc, dynamika i energia jaką niósł za sobą ten sprzęt. Ja z kolei najbardziej zaciekawiony, ale również najbardziej zaniepokojony byłem dwoma czynnikami: czy zestaw dzielony będzie spójny muzycznie z wcześniejszą integrą A200 (recenzję można przeczytać tutaj) kreśląc tym, jednoznaczną i spójną filozofię dźwięku, oraz druga sprawa, czy ogólnie będzie konstrukcją udaną, również w kontekście stosunku jakości do ceny, a także realnego progresu jaki mógłby uzyskać potencjalny klient po przejściu z modelu A200.
By nie wprowadzać niepotrzebnej dramaturgii, od razu na wstępie powiem, że po wspomnianej prezentacji, byłem już całkowicie spokojny o rzeczy które mnie wcześniej nurtowały. Zarówno wyraźnie daje się dostrzec spójność i jasną do zdefiniowania filozofię dźwięku, jak i jednoznacznie czuć progres w stosunku do wersji zintegrowanej. Inne sprawy jakimi ekscytowali pozostali uczestnicy spotkania, czyli świetna średnica, czarowanie wysokimi tonami oraz moc i dynamika dolnego pasma – to oczywiście też było, ale o tym za chwilę.
Ogólna ekscytacja i zainteresowanie sprzętem, jakie wynikło po tym spotkaniu, przy ograniczonych zdolnościach produkcyjnych małej manufaktury (obsługującej defacto kilka krajów Unii Europejskiej plus USA, Chiny) wywołały takie zagospodarowanie już wyprodukowanych egzemplarzy i kilku jeszcze nie wyprodukowanych, że nie było łatwą sprawą pozyskać ten sprzęt do testów. Owszem miałem możliwość, zaraz po tym spotkaniu zabrać ten konkretny egzemplarz i osłuchać go u siebie, jednak te kilkudniowe okienko jakie dostałem, nie pozwoliłoby mi rzetelnie przetestować tego duetu. Tak więc odpuściłem i poczekałem kilka miesięcy, aż pierwszy kurz opadnie i w spokoju będę mógł spędzić z tym urządzeniem nieco więcej czasu. Z perspektywy czasu, cieszę się, że tak to rozwiązałem, bo możliwość połączenia z kilkoma różnymi kolumnami i źródłami w kilku różnych pomieszczeniach jest jednak nieoceniona, jeżeli chcemy wyciągnąć rzetelne wnioski.
W kwestii przypomnienia, Circle Labs A200, czyli pierwszy komercyjny produkt, krakowskiej manufaktury dysponował mocą 100W/200W przy odpowiednio 8/4 Ohm na kanał, był hybrydą z lampowym stopniem wejściowym i tranzystorową końcówką mocy. Czarny szklany frontpanel, dyskretne podświetlane elementy z przodu urządzenia i złote elementy wykończeniowe.
Patrząc przez pryzmat takiego opisu, duet dzielonych M200 i P300, wydaje się lekko rozwiniętym, większym bratem. Bo w zasadzie moc ze 100W powędrowała, na ledwo 150W, nadal jest to hybryda lampowo – tranzystorowa i główna różnica wydaje się być tylko w rozdzieleniu na dwie oddzielne obudowy. Tak to wygląda na papierze, jednak rzeczywistość jest bardziej skomplikowana i jak zawsze, diabeł tkwi w szczegółach.
Więc nawet patrząc przez pryzmat mocy, 150/300 Watt przy 8/4 Ohm to już moc wystarczająca do obsługi zdecydowanej większości typowych kolumn, tylko najbardziej egzotyczne i wymagające konstrukcje potrzebują realnie większej mocy. Ale prócz wzrostu samej mocy, mamy jednak też znacznie lepsze zaplecze prądowe, jakim generalnie cechują się końcówki mocy w zestawieniu z integrami. Ponadto mamy możliwość zmostkowania końcówki mocy stereo i uzyskania niebagatelnej mocy 600/900 Watt przy 8/4 Ohm w trybie pracy jako monoblok… Dość powiedzieć, że kwestie mocy, takie rozwiązanie w zasadzie zamyka.
Patrząc przez pryzmat rozdziału samej konstrukcji na dwie oddzielne obudowy, to również wiązało się to z modyfikacją lampowego stopnia wstępnego (znajdującego się w końcówce mocy, a nie przedwzmacniaczu) i szeregu innych drobnych, lub nie drobnych zmian, które w efekcie dają całkowicie nowe urządzenie będące zabudowywane w oparciu o poprzednika, a nie będące jedynie rozbiciem integry na dwa elementy i dodaniem trochę mocy.
Jakość budowy zewnętrznej, wykonanie, design jest z kolei dokładnie identyczny jak w integrze. Równie wysoki poziom, niczym nie wyprzedzający ani nie ustępujący integrze. W zasadzie już wiele więcej na płaszczyźnie jakości wykonania obudowy osiągnąć się nie da – szczeliny połączeń poszczególnych elementów należałby mierzyć narzędziami precyzyjnymi, każdy detal, pojedyncza śrubka – wszystko jest dopracowane i spuentować to można jedynie w taki sposób, że mimo usilnych chęci nie da się znaleźć, żadnego miejsca, gdzie coś by zostało zrobione nieco niechlujnie.
Podobnie jak w zintegrowanej A200, frontpanel obu elementów, tj. końcówki i preampa, wykonany jest ze szkła zabarwionego od środka na czarny kolor. Przypomina to design Mcintosha czy Electrocompanienta (chociaż ten ostatni używa frontów z tworzyw sztucznych, szkło mniej narażone jest na żółknięcie z biegiem czasu).
W preampie, na przodzie znajdują się bardzo ciężkie i charakteryzujące się precyzyjną pracą gałki głośności oraz selektora źródeł (trzy wejścia RCA i dwa XLR), a pomiędzy nimi atrakcyjny wizualnie wyświetlacz wskazujący poziom głośności. Z poziomu pilota możemy regulować intensywność jego świecenia, co jest funkcją niezwykle przydatną.
Na dole urządzenia, przy mosiężnym elemencie ozdobnym znajduje drugi, świecący białym światłem ozdobny pasek. W końcówce mocy również go znajdziemy, a jedyna różnica w wyglądzie obu sprzętów, to prócz rozmiarów i posiadania radiatorów z boku w końcówce mocy, jest brak wyświetlacza na froncie tejże. Cały czas miałem wrażenie, że mógłby się tam znaleźć jakiś inny element ozdobny, który świeciłby się podobnie jak wyświetlacz w preampie, jednak, gdy zapada zmrok, przy wieczornym słuchaniu, cały zestaw świeci dostatecznie mocno i kolejne elementy mogłyby nieco drażnić. Zarówno preamp jak i końcówka mocy stoją na trzech nóżkach, górna pokrywa jest tak zaprojektowana, że trzecia, tylna nóżka, znajdująca się po środku ma oparcie w górnej pokrywie końcówki mocy, można je więc położyć jeden na drugi – czego oczywiście nie polecam, bo jednak stoję na stanowisku, że sprzęt powinien stać na solidnych platformach lub stoliku.
Na tylnej ściance komplety gniazd od WBT (głośnikowe), Neutrik (sygnałowe XLR), CMC (sygnałowe RCA) oraz gniazdo IEC z oddzielnym włącznikiem.
Dźwięk zestawu Circle Labs M200 & P300 to od pierwszego momentu obcowania, dźwięk otwarty, energetyczny i dynamiczny. Wypełnia scenę dźwiękową w każdej płaszczyźnie: zarówno wszerz jak i w głąb. Myślę, że to będzie pierwsze wrażenie jakie odbierze słuchający, pod warunkiem, że wzmacniacz będzie przynajmniej wstępnie wygrzany. U mnie dopiero po dwóch dobach ciągłej pracy, osiągnął ustabilizowany i równy dźwięk. W kolejnych dniach mogłem go wyłączać na noc i uruchamiając w ciągu dnia po kilkunastu minutach uzyskiwał optimum. Jednak po kilku dniowej przerwie, znów trzeba mu dać parę godzin by doszedł do siebie. Tą cechę urządzenia, śmiało można by uznać za wadę, gdy nie fakt, że każde znane mi Hi-endowe urządzenie zachowuje się podobnie.
Dźwięk nie w pełni wygrzanego sprzętu, traci sporo z wypełnienia pomieszczenia dźwiękiem, a także nieco przenosi balans tonalny w górę pasma. Nawet nie w sposób taki, że góry jest więcej, tylko poprzez to, że średnica jest mniej dociążona i nieco mocniej odczuwamy wyższą średnicę i wysokie tony. Po dłuższej przerwie i odłączeniu sprzętu z sieci, pojawia się też lekkie podbicie basu i „buczenie” – ten objaw znika jednak po parunastu minutach, na dociążenie średnicy i pojawienie się pełnej sceny dźwiękowej, trzeba poczekać nieco dłużej.
Piszę to raczej jako dygresja, gdyż ocenę końcową wyciągam oczywiście w oparciu o sprzęt w pełni wygrzany i rozegrany, ale mimo wszystko zalecam powściągliwość w wyciąganiu wniosków jak ten sprzęt gra po ledwie kilkunastu minutowym odsłuchu. Circle Labs M200 & P300 pomimo relatywnie małych zmian po wygrzaniu, ma je jednak w niezwykle kluczowych partiach dźwięku.
Nim wrócę do opisu brzmienia, jeszcze jedna dygresja. W przypadku budowy zestawu oparty o te sprzęty, źródło to słowo klucz. Nie kolumny, których szeroki wachlarz różnych modeli zgrywa się zaskakująco dobrze, nie kable, które owszem - pozwalają wykonać ostateczne dopasowania brzmienia względem swoich preferencji, ale jednak nie zmieniają stylu gry samego urządzenia, a właśnie źródło jest kluczowym punktem systemu.
Ja po kilku różnych próbach uznałem, że najbardziej trafionym połączeniem był duet gramofonu Transrotor Leonardo 40/60 TMD z wkładką ZYX Bloom 3 w oparciu o preamp RIAA Octave Phono Module. Osoby zaznajomione z tym sprzętem, wiedzą, że to niesamowicie holograficzny i nasycony dźwięk, z dużą dynamiką, detalem i analogowością, ale bez krzty docieplenia czy złagodzenia.
Znakomicie zgrywał się taki mariaż, pomimo tego, że same Circle Labs, również ma podobne cechy dźwiękowe. To lekkie zaskoczenie, gdyż intuicja podpowiada, by tak grające sprzęty uspokajać, właśnie ciepłym źródłem, ale nie w tym przypadku. Próby z cieplejszymi źródłami CD, czy był to stary Mcintosh MCD1000 czy współczesny Accuphase DP750, w końcowym rozrachunku, nie oferowały więcej muzykalności, a jedynie lekko spowalniały dźwięk i odejmowały mu energetyczności.
Zresztą najciekawszy dźwięk cyfrowy, który plasował się nieco gorzej, niż wspomniany wcześniej system gramofonowy, usłyszałem z połączenia wcześniejszej generacji DAC dCS (Debussy) w połączeniu z transportem CD Esoterica.
Skoro zszedłem już na omówienie różnych wariantów połączeń, to jeszcze raz podkreślę kluczową role w doborze i jak najwyższej jakości źródła, ale w przypadku kolumn, w zasadzie każde, które podpinałem grały znanymi mi charakterem głośnika, wszędzie wydobywając maksymalną dynamikę i holografię jaką dana kolumna była w stanie oddać. Zarówno ciemne jak i jasne kolumny dobrze się zgrywały z tym zestawem, chociaż unikałbym konstrukcji grających przesadnie chudo. Kable to już kwestia gustu, wyraźnie było słychać zmiany, ale nie jest sprzęt wybitnie wybredny, jeśli chodzi o okablowanie.
W dobrych warunkach systemowych i z odpowiednio wygrzanym zestawem, otwartość dźwięku, wypełnienie sceny są bardzo efektywne. Tu myślę, że można się pokusić o stwierdzenie, że dochodzimy do sufitu możliwości jakie mogą oferować zestawy audio. Balans równowagi tonalnej jest bardzo dobry, żaden z podzakresów pasma, nie usiłuje się wepchać na pierwszy plan, czy zdominować przekazu muzycznego.
To szczególne osiągnięcie, bo skraje pasma są bardzo wyraźne, zarówno ilość informacji na górze pasma, mienienie się dźwięków wysokich tonów jest wyraźne, ale podane w tak spokojny i wysublimowany sposób, że pomimo tego, że dzieje się tam tak wiele, nie dominuje to pasma, a pozwala wyłuskiwać z tła, każdy możliwy detal. Bezpośrednio przepięcie na pewną konstrukcję lampową SE Triode, dało efekt, że wysokie tony były wyraźnie głośniejsze i mocniej zaznaczone, ale finalnie mniej było w tym wszystkim informacji i prócz tego, że zakłócało to spokojny odsłuch, to efekt końcowy był taki, że więcej z dźwięku się traciło.
Podobnie sprawa ma się z basem, bo jest on zarówno mocny, gdy tak zrealizowany jest na nagraniu, miękki i mięsisty, a gdy tego potrzeba potrafiący „walnąć w klatę” swą mocą. To jednak mimo tego, w żadnym momencie nie odnosimy wrażenia, że wzmacniacz gra dołem, albo sili się na popisywanie basem. Bas, podobnie jak wysokie tony, jest uzupełnieniem nagrania, jego podstawą, która obecna jest przez cały utwór, ale nie jest jego esencją.
Jest to bas, który swoją szybkością i werwą może konkurować z urządzeniami typu Mark Levinson, jednakże większość czasu podaje bas spokojny i poukładany, bardzo podobny do tego jaki znam z używanych na co dzień końcówek mocy Manley Neo Classic 250.
Każde z pasm dźwięku jest wybitne w oderwaniu od całości i ciężko znaleźć w nich szczególne wady, ale największe wrażenie na mnie robi bardzo zmyślne połączenie ich, w takiej formie, że są idealnie wyważone i idealnie zgrane z sobą.
Najtrudniejsza do oceny jest średnica, bo jej charakter najmocniej definiowany jest przez odpowiedni dobór źródła i reszty systemu. Jeżeli przedobrzymy w tym miejscu, to pomimo tego, że nadal będziemy mieć pełną linowość pasma, to może okazać, się, że to pasmo jest nieco zbyt dosłodzone lub pozbawione masy i nieco krzykliwe. Na pewno w każdym testowanym wariancie udawało mi się uzyskać piękne wybrzmienia strun, głębokie, ale również bardzo czyste wokale, otrzymując świetny efekt końcowy.
Circle Labs M200 & P300 mogę polecić każdemu kto lubi otwarty, dynamiczny i naturalny dźwięk. Osobom, które muzykalność definiują jako szereg czynników idealnie z sobą złączonych i wyważonych. Czyli podobna barwa każdego z zakresu pasma, idealnie dobrana równowaga tonalna, dynamika dźwięku nie krępująca emocji muzyki oraz pewna i mocna kontrola basu. Taki w skrócie jest właśnie dzielony zestaw Circle Labs.
Rafał Czuk
Dane techniczne:
P300:
Wejścia liniowe: 2 x XLR, 3 x RCA
Wyjścia liniowe: 2 x XLR
Impedancja wejściowa: 33 kΩ/RCA, 66 kΩ/XLR
Impedancja wyjściowa: 15 Ω
Pasmo przenoszenia: 2 Hz-500 kHz (-3 dB)
M200
Pasmo przenoszenia: 2 Hz-1 MHz (-3 dB)
Znamionowa moc wyjściowa:
- stereo 150 W/8 Ω | 300 W/4 Ω
- mono 600 W/8 Ω | 900 W/4 Ω
link do produktu: https://salony.nautilus.net.pl/nowosci-produktowe/circle-labs-p300-i-m200/