swoja yamahe kupilem nieco przypadkowo - po prostu znalazlem ja w dobrej cenie w przypadkowo odwiedzonym sklepie (kilka lat temu wybor, ceny i mozliwosci ew. sprowadzenia byly nieco inne niz teraz jesli ktos nie pamieta). Przytachalem do domu, podlaczylem do sprzetu i zagralo. I tak grala sobie przez kilka (naprawde nie pameitam ile ale 4 co najmniej) lat. Awaria zdarzyla sie raz - tuz pred koncem gwarancji zaczely trzeszczec potencjometry - ale serwis ja sprawnie usunal i dalej juz dzialala bezproblemowo. W tymmiejscu naleza sie slowa uznania dla dystrybutora ktory wskazal mi adres nowego serwisu (ten ktory byl wpisany w ksiazce gwar. zwinal sie) i uprzedzil go o mojej wizycie.
Opis. RX485RDS to typowy przedstawiciel wymierajacego obecnie gatunku amplitunerow stereo. Cyfrowy tuner, wzmacniacz o mocy sinus 2x75w/8ohm, odpowiednia ilosc wejsc (w tym gramofonowe), sterowanie pilotem. Ladny (subiektywnie!), nienachalny wyglad, podswietlenie bursztynowe, dobrze dzialajacy pilot (nie tak oczywista rzecz porownujac do niektorych urzadzen np. mojej Micromegi).
Brzmienie. W porownaniu do posiadanego wczesniej AT9100 prod s.p zakladow Kasprzaka postep byl. Po pewnym czasie uzywania (rok - dwa) jednak zaczalem dochodzic do wniosku ze sprzet nie brzmi tak jak chcialbym. Po pierwsze przy cichym graniu brzmienie bylo potezne ale nieco mulowate a przy powiekszaniu glosnosci szybko zaczynalo przechodzic w piskliwe.
Za namowa kolegi sprobowalem zwiekszyc prad spoczynkowy koncowek mocy (co i jak opisalem -> http://www.aewich.republika.pl/1/inne/yamaha.htm od razu mowie ze przerobka nie spowodowala zadnej awarii przez kolejne 2 (a moze wiecej, nie pamietam) lata uzytkowania.). Nieco pomoglo, poprawil sie bas, "punkt piskliwosci" przesunal sie wyzej, sluchanie bylo znacznie przyjemniejsze. Ale do audiofilskiej mekki daleko ... dynamika, przestrzennosc nie ta ... coz wiec bylo robic - rozstalem sie z yamaszka.