Skocz do zawartości

1057 opinie płyty

Ten Years After - Recorded live

Tak to jest to co tygryski lubią najbardziej.Gdybym mógł wybrać 10 koncertów w których mógłbym uczestniczyć to jedno jest pewne – stałbym tam w pierwszym rzędzie.Grupa rozpoznawana od pierwszych taktów, Alvin ma specyficzny sposób gry (w 67 jego styl musiał robić wrażenie ,nie ma co ukrywać był powalający) a i niekiedy swój głos traktował jako dodatkowy instrument , przykład – ten koncert, jego wstawki między utworami - są obłędne.np. pierwsze moje skojarzenie jeśli chodzi o Woodstock to nie J. Hendrix – niestety , ale A.Lee grający i’m going home. Koncert nagrano w czasie europejskiego tourne ,podczas kilku występów – absolutnie nie ma wrażenia niespójności.Tutaj od pierszego do ostatniego dzwięku czujemy się jak przeniesieni w czasie –po prostu uczestniczymy w koncercie.Nagrany na żywo z uchwyceniem atmofery występu ,bez dogrywek w studio, bo panu zenkowi omsknął się palec na gryfie, a pan heniu dostał zadyszki w 4 m. sola perkusji – czemu dzisiaj się nie nagrywa takich żywców.Jeśli marzy się wem relax przy spokojnym brzdąkaniu , szkoda czasu.Zawsze wydawało mi się że do tego albumu powinni dodawac audifilski fotel chroniący przed odlotem.Pierwsze dwa kawałki to rozgrzewka, przy good morning little...... szczenke zbieramy z podłogi ,potem hobbit(coś dla fanów Tolkiena ;) )help me -rewelacja, no i co mam napisać ,że dalej jest jeszcze lepiej 16 m. I can’t keep from... ,to już raj,a jeszcze przed nami i’m going home –tak usłyszeć znaczy uwierzyć, i na zakończenie choo choo mama , na całe szczęście, bo z tego lotu mogli byśmy nie wrócić. „pojechałem” sobie ostro ,ale wd. mnie TYA to grupa którą naprawdę warto poznać – nie koniecznie za 10 lat ( czy są tacy którzy jej nie znają ,wiem niestety są ),a album recorded live bez dwóch zdań trzeba mieć.

Dire Straits - On Every Street

Powiem krótko płyta po prostu mi się podoba. Przez wielu jest uważana jako pierwsza nieoficialna płyta solowa Marka Knopflera. Jest w tym trochę prawdy bo widać wyraźne wpływy country i blues'a. Zgadzam się z Broyem jeśli chodzi o podobieństwa na linii OES - BIN, od siebie może dodałbym jeszcze "You An Your Friend", które dla mnie brzmi nieco jak "Your Latest Trick". Słychać jednak wyraźnie, że zakończył się pewien etap w twórczości zespołu. Nie jest to może pozycja obowiązkowa ale z pewnością nie jest to słaba płyta. Jest po prostu inna. Osobiście słucham jej bardzo często.

Dire Straits - Making Movies

Dire Straits może nie było specjalnie \"płodnym\" zespołem ale zapewne dlatego nie znajdziemy w ich dyskografii (w moim mniemaniu) pozycji słabych, czy chociaż przeciętnych. Nie inaczej jest w przypadku Making Movies. Dwóch pierwszych utworów przedstawiać nie trzeba, a innych słucha się bardzo przyjemnie. Wprowadzeni w dobry nastrój docieramy do Solid Rock. Nie wiem jak inni ale ja w tym miejscu zawsze mam ochotę przekręcić \"Volume\" trochę w prawo i śpiewać refren razem z Panem Markiem. Trochę zaskakująco brzmi ostatni utwór, utrzymany w kabaretowej konwencji. Mając jednak tak wspaniałych muzyków zespół mógł sobie pozwolić na \"gatunkowe\" improwizacje. Chyba właśnie dzięki mieszaniu stylów, otwarciu na inne gatunki i ciągłemu rozwojowi Dire Straits się nie nudzi i bardzo dobrze broni się przed \"zębem\" czasu.

Dire Straits - On Every Street

Ostatnia płyta Dire Straits. Ostatnia, firmowana jeszcze jako Dire Straits, bo zespół w zasadzie już nie istniał: ze starego składu został tylko basista. Sukces płyty Brothers In Arms i ogrom długiej trasy koncertowej zrobiły swoje - On Every Street to łabędzi śpiew Knopflera jako lidera grupy, a sześć lat od czasu poprzedniej płyty okazały się być zabójcze dla motywacji do pisania nowych, jeszcze lepszych kompozycji. Tych lepszych utworów Marek nie napisał aż do dzisiaj. Płyta jest bluesowo-balladowa w charakterze i dość niedbała, na pozór, w produkcji - jest to jednak zabieg celowy! Kompozycje są niezłe, ale nie powalające: wyróżnia się zwłaszcza bluesowe Fade to Black, folkowe Iron Hand i When it Comes to You. Reszta kompozycji niebezpiecznie blisko powtarza utwory znane z BIA: zwłaszcza tytułowy, The Bug i Heavy Fuel. Końcówka płyty jest jednak słaba: cztery ostatnie kompozycje to smutne pożegnanie z zespołem, który jeszcze niedawno nagrywał znacznie krótsze płyty, ale zawierające takie perełki jak Private Investigations, czy Sultans of Swing. To już jednak historia.

Dire Straits - On Every Street

Narobili tej plyty jak glupi klusek bo mozna ja dostac praktycznie za grosze niemal w kazdym wiekszym sklepie z plytami. : - ) Ale, ale,… takze bardzo dobrze sie sprzedala w momencie wydania bijac Making Movies czy Love Over Gold. Jest plyta kontrowersyjna jezeli przychodzi bic sie na rzeczowe argumenty. Mozna o niej pisac tak dobrze jak i zle i wciaz miec racje! W przypadku tej plyty nie mam zadnych zawilych oczekiwan. Po prostu lubie ja i slucham ja czesto. Nawet chyba nie potrafie do konca powiedziec dlaczego bo cala moja argumentacja sprowadza sie do jednego. Mam otoz wrazenie, ze jest to plyta nagrana z luzacka niedbaloscia i ta jej cecha swietnie sie broni. Wybitny gitarzysta i kompozytor zostal pstrykniety w ucho – zrobcie kolego Knopfler jakas plytke. No wiec zrobil. A ze spod jego palcow nie wylatuja smieciowe pasaze wiec jest dobrze. Plyta ta nie aspiruje, nie nadyma sie i nie poraza bo nie ma porazac. Ot, takie Dire Striatsowe pobrzekiwania w sympatycznej atmosferze. Kto lubi taki splin tego ta plyta wciagnie przy kazdym sluchaniu. Jest w moim odczuciu nieco nierealna, surrealstyczna, zakrecona w luzny i akceptowalny sposob. Piosenki sa krotkie, czasami przebojowe choc plyta nie wchodzi od pierwszego przesluchania. Caly czas jednak obecna jest domowo-kawiarniana atmosfera banalnego zycia z szarym niebem w tle. Lubie. Czego brakuje? No moznaby czasami przylozyc sie lepiej do szczegolow. Brakuje ostatniego dotkniecia reki mistrza. Ale moze to i urok On Every Street?

Dire Straits - Making Movies

Płyta zwrotna w dyskografii DS: na tej płycie nastąpiło odejście od korzeni grania rockowych kawałków na rzecz country-rocka i grania balladowego; z nowym producentem grupa udała się na podbój Stanów - które nota bene nigdy nie zostały zdobyte. Sailing to Philadelphia miało dopiero nadejść. Płyta zawiera dwa wspaniałe utwory - wizytówki grupy z cyklu storytelling tracks: otwierający, dynamiczny Tunnel Of Love i znakomitą balladę Romeo & Julliet. I to w zasadzie jest najkrótsza opinia na temat tej płyty: reszta utworów wyraźnie odstaje od ww. , co nie oznacza że są to kompozycje złe: po prostu 'otwarcie' było nie do przejścia! Poprzeczka podniesiona została na tej płycie bardzo wysoko, ale genialny MK wzniesie się na szczyt swoich możliwości na następnej Love Over Gold. Płyta jednak jest zaskakująco spójna i dobrze zrobiona: nawet po 24 latach słucha się z przyjemnością! Dla fanów DS pozycja obowiązkowa.

Dire Straits - Making Movies

Making Movies jest zwrotem w krotkiej dyskografii Dire Straits. Koniec z nieco mainstreamowym brzmieniem, ktore kupuje sie przy pierwszym odsluchu. Zaczyna sie opowiadanie historii, urozmaicanie smaczkow muzycznych poprzez zmiany tempa, brzmienia, zabaw z aluzjami do innych stylow muzycznych czy wrecz konkretnych utworow. Mimo calego tego przemyslnego zaplecza plyta jest bardzo dobrze wywarzona co do stylu i moze za wyjatkiem karykaturalnego Les Boys trzyma sie latwej do uchwycenia konwencji. Utwory szybsze nie sa bardzo szybkie a wolne nie hamuja nadmiernie rozkolysanego nastroju zaproponowanemu na wstepie. Pierwsze 3 utwory sa nalepka Making Movies i sa najbardziej znane. Czyzby plyta nuzyla skoro reszta jest trudniejsza do zapamietania? A moze troche brakuje nam feeling pierwszej plyty bo podobny w brzmieniu Soild Rock jest osamotnionym grzybkiem w sosie? Trujacym czy prawdziwkiem?Trudno na te pytania jednoznacznie odpowiedziec. Na pewno zaleta Making Movies jest zrobienie przez Dire Straits kroku do przodu, nabranie pewnosci i zaufania do siebie. Zaowocowalo to proba, udana, poruszania sie po nowych dla zespolu obszarach. Uczciewie jednak mowiac nie slucham tej plyty zbyt czesto, chyba nawet rzadziej od dosc powszechnie krytykowanego albumu On Every Street. Mimo tych wszystkich uwag o roznym wydzwieku wlasnie ta plyta chyba utwierdzila sluchaczy, ze na rynku umocnil sie porzadny zespol.

Dire Straits - Brothers in Arms

no to i ja się dopiszę ..... z poniższych opinii najbliższa jest mi opinia broy\'a. Uważam, że BIA to dość nierówna płyta, gdzie obok ciekawych, pełnych uroku i klimatu nagrań" Your Latest Trick\", \"Ride Across The River\", i mój ulubiony b\"Why Worry\" z Omarem Hakimem na bębnach, mamy garśc zgrabnych, aczkolwiek \"tylko\" zgrabnych wypełniaczy, ot chociażby pierwsze 3 kompozycje, gdzie najbardziej cenię mimo wszystko mocno \"springsteenowaty\" Walk Of Life - do samochodu jak znalazł ;-), Utwór tytułowy stawiam gdzieś pośrodku, no może bliżej wyróżnionej trójki utworów Płyta w mojej klasyfikacji na trzecim miejscu, po pierwszej płycie oraz daleko za wspaniałą \"Love Over Gold\", gdzie w szczególności mam na myśli pierwsze 2 utwory ..... chyba wszyscy wiedzą o które chodzi (klasyfikacja nie uwzględnia \"Alchemy\", gdzie mamy all the best z pierwszych 4 płyt)

Dire Straits - Brothers in Arms

Najbardziej przebojowa i najlepiej wypromowana płyta Dire Straits, łabędzi śpiew Marka Knopflera pod szyldem DS, nie licząc ostatniej zdecydowanie słabszej On Every Street (złośliwi twierdzą, że to pierwsza solowa płyta MK...). Legendarna okładka i doskonałe jak na owe czasy brzmienie z pierwszych płyt CD. Ogromna trasa koncertowa i znane przeboje... Pomimo tego jest to najmniej lubiana przeze mnie osobiście płyta z katalogu DS z co najmniej kilku powodów: - osłuchane do bólu numery Money For Nothing, So Far Away, tytułowy i oczywiście Walk of Life, które wypromowały ten krążek; - w związku z powyższym jest to również płyta najbardziej komercyjna w katalogu DS; - zupełnie dziwny One World ze sztucznym, klangowym basem i płaską perkusją - Sting w MFN, MTV, zgiełk medialny towarzyszący tej płycie. Płyta zawiera jednak cztery znakomite kawałki: nieco pościelowe Your Latest Trick z Breckerami w tle oraz po kolei: Why Worry (piękna akustyczna balladka), dramatyczne Ride Across the River i ciekawy kawałek The Man's Too Strong. Płyta jako całość nieźle broni się po tych prawie dwudziestu latach, choć w niektórych momentach dotkliwie czuć upływający czas. Ale cóż, wszak dopiero solowe płyty Marka dobitnie pokazały nam, jak znakomite płyty powstawały w czasach DS. Szkoda, że klimat londyńskiego Wild West End już nigdy więcej w jego późniejszej twórczości nie powrócił, choć w Nashville jest podobno ładniejsza pogoda.

Dire Straits - Brothers in Arms

Zdecydowanie najbardziej przebojowa płyta Dire Straits. Bez wątpienia klasyk ale mówiąc szczerze cała twórczość Dire Straits to dla mnie klasyka gatunku. Album jest zróżnicowany w swym brzmieniu i zapewne dlatego nie nudzi się nawet po blisko 20-letnim słuchaniu. Chciałbym zwrócić uwagę, że "Brothers In Arms" to nie tylko 3 najbardziej znane utwory i uzupełniająca płytę reszta. Całość jest fantastyczna, a Money For Nothing, Walk Of Life i utwór tytułowy to jak gdyby gwiazdy w tej "9-cio osobowej drużynie". Myslę, że na szczególną uwagę, oprócz tytułów wymienionych przez Soso, zasługują: So Far Away i Why Worry. Zwłaszcza ten drugi, spokojny, melodyjny z pięknym i optymistycznym tekstem przypadł mi do gustu. W jednym nie zgodzę się z moim poprzednikiem - Brothers In Arms to nie "tylko" 9 zgrabnych kompozycji swietnie wykonanych i dobrze nagranych. To 9 świetnie zaaranżowanych, wykonanych i nagranych utworów. Również teksty nie odstają swym poziomem od warstwy muzycznej.

Dire Straits - Brothers in Arms

Wydana w 1985 plyta stala sie klasykiem. W kilku konkursach na plyte wszechczasow wygrala. Czy slusznie? Temat sensownosci 'najlepszej plyty' jest ograny wiec moze tylko warto zastanowic sie, dlaczego Towarzysze Broni sa tak popularni. Wydaje sie, ze ta plyta polaczyla sprytnie to co bylo dobre w Dire Straits na poprzednich plytach z wymogami komercyjnymi. Sa wiec tu tak utwory o interesujaco budowanym nastroju, np. Ride Across the River jak i przebojowe Money for Nothing czy Walk of Life. Utwor tytulowy konczacy plyte jest patetyczny i powoduje, ze sluchacz pozostaje po wysluchaniu Brother in Arms w przekonaniu, ze dostapil czegos specjalnego, odbyl oczyszczenie w swiatyni lub przezyl spektakl w teatrze. A tak naprawde to tylko 9 zgrabnych kompozycji swietnie wykonanych i dobrze nagranych. Plyty dobrze sie slucha i po 20 latach od nagrania. Wciaz wciaga w swe wlasne swiaty. Jedyne co mozna jej zarzucic to pewna eklektycznosc i niespojnosc. Stad moze czasami trudno ja jednoznacznie klasyfikowac jako arcydzielo. Te watliwosci w pelni podzielam i szanuje.

Queen - Made In Heaven

W 1995 roku ukazalo sie Made In Haeven. Ostatnia oficjalna plyta w dorobku Queen wydana kilka lat po smiercie Freddiego Mercury. Nie wiem, czy ta plyta powinna sie w ogole ukazac bo choc zawiera ciekawe utwory i jest tak przejmujaca jak i sympatyczna to jednak jest w jakims sensie takze popluczynami po zespole. Po prostu wydano jeszcze ostatki a ze materialu nie starczylo jest powtorka z solowej plyty Freddiego oraz repryza It’s a Beautiful Day. Ale stalo sie. Mysle, ze plyta jest wartosciowa dla fanow i przyjemna w sluchaniu. Szczegolnie dla bardziej wrazliwych emocjonalnie ;-) Wyroznia sie piosenka tytulowa oraz niektore sentymentalne ballady, ktore jednak czasami sprawiaja wrazenie niedopracowanych, wrecz wprawek glosowych do ktorych dodano aranzacje i tak powstaly pelnoprawne piosenki.

Queen - Innuendo

I oto jak sie skonczyla kariera jednego z najwiekszych zespolow lat 70-tych i 80-tych. Innuendo - 1991. Album jest pozegnaniem z fanami, pozegnaniem z zyciem. W klamrach dwoch przejmujacych utworow, tytulowego i Show Must Go On jest interesujacy material muzyczny zawierajacy prawdziwe skarby. Latwiej jest wymienic slabsze utwory niz wybitne. Slabsze to chyba napisany wczesniej The Hitman (nieco toporna melodyka), Headlong (brakuje iskry bozej by nadac temu utworowi przyjazniejszy uszom charakter), Don’t Try So Hard (nieco przeslodzony interesujacy przekaz) i I Can’t Live Without You (chwytliwa melodia ale dosc karkolomna aranzacja chwilami rodem z 3 ligii). Za to plyta zawiera rzeczy naprawde swietne, takie jak chocby otwierajacy Innuendo ze swietna solowka na gitarze Steve’a Howe z Yes. Utwor moze troche patetyczny ale i zawierajacy filozoficzne przeslanie o umiarkowanej dozie manierycznosci. I’m Going Slightly Mad to sympatyczny pop ale nawiazanie do choroby Freddiego. Z kolei pompatyczny ale za to doskonale zaaranzowany glosowo All God’s People ma soulowe ciagoty. These Are the Days of Our Lives jest przejmujaca ballada a The Show Must Go On pozegnaniem z fanami. Takze lubie Delilah, piosenka o kocie ale z mila dla ucha linia basu i dowcipnym tekstem. Pierwszy raz chyba jestesmy w domu Freddie Mercurego. Pierwszy i ostatni.

Queen - The Miracle

I Want It All oraz Was It All Worth It to 2 symptomatyczne w tytule piosenki z albumu The Miracle wydanego w 1989 roku. Freddie Mercury w dobrej formie glosowej ale choroba daje znac o sobie. Reszta zespolu profesjonalna jak zwykle. Teksty tym razem czasami refleksyjne, czasami nadazajace za aktualna moda. Muzycznie album zroznicowany, sa ballady i heavy rock, ale piosenki mozna zaliczyc praktycznie tylko do 2 grup: pop i rock. Nie ma juz dawnego blichtru Starej Anglii czy instrumentacji rodem z operetek czy musicali. Jest grany wprost rockowy mainstream podkolorowany elektronika i pelen pasji glos wokalisty. Plyta jest znakomita choc mozna jej zarzucic nieco wolne rozkrecanie sie (nie najlepsza Party) oraz zbyt pospolice brzmiace utwory popowe takie jak Rain must Fall czy nie do konca spojny, ciezki kawalek Was It All Worth It zawierajacy cytaty brzmienia Queen z poprzedniej epoki. W sumie jednak jest to jeden z najlepszych albumow zespolu w jego dorobku. Szkoda, ze cien nadchodzacej smierci nieco przyciemnia barwe tego w sumie bardzo energetycznego albumu. Ciekwe, ze wielu znajomych, ktorzy posiadaja ta plyta ma zupelnie rozne ulubione utwory. Czyzby wiec wyrownany poziom? Chyba tak. Osobiscie lubie srodkowa czesc tej plyty, numery od 3 do 6 wlacznie.

Kenny Chesney - No shoes , no shirt , no problems

Kenny Chesney to jeden z ciekawszych reprezentantów młodego pokolenia wykonawców nagrywających w Nashville . Przypatrując się jemu trudno zdefiniować co tak naprawdę spowodowało , że doczekał się statusu megagwiazdy country . Nie dysponuje on przecież rewelacyjnymi warunkami głosowymi , a co do aparycji - nie wypowiadam się ( podobno jest przystojny ) , ale trzeba napisać , że włosy na głowie posiada w szczątkowej postaci . Mam chyba jednak to „coś” co powoduje , ze budzi żywe zainteresowanie ze strony słuchaczy i naprawdę potrafi mądrze kierować swoją karierą . Omawiana płyta to jego 5 album dla wytwórni BNA Records należącej do koncernu BMG Music . Wielką popularność Kennemu przyniosła piosenka pochodząca z poprzedniej płyty - „How forever feels” , jednak chyba dopiero z wydaniem „No shoes , no shirt , no problems” zyskał on status super gwiazdy . Płyta odniosła spory sukces w USA , czego najlepszym dowodem jest to , że jej sprzedaż przekroczyła od 2002 r. ( kiedy została wydana ) 4 miliony sztuk . Mimo moich wcześniejszych zastrzeżeń co do wykonawcy , jedna rzecz pozostaje bezdyskusyjna – jest to jeden z kilku najlepszych albumów nagranych w ciągu kilku ostatnich lat Nashville . Piosenki na płytę napisali różni autorzy ( I liga z Nashville ) , a współtwórcą zaledwie jednego jest Chesney . Album składa się on z 12 utworów , w tym jeden to cover B. Springsteena ( „One step back” ) i naprawdę żadnej piosnce nie można zarzucić , że pełni rolę wypełniacza . Są utwory szybkie , dynamiczne , śmiało korzystające z brzmień rockowych - „Young” , „Big Star” oraz „Live those songs” , jak i tradycyjny brzmieniowo „Never gonna feel that way again” . Sporo mamy tutaj utworów spokojnych , jednak na szczęście są one dość zróżnicowane w formie , że nie może być mowy o jakimś znużeniu . To co chyba przesądziło o wielkim sukcesie tej płyty to nie tylko bardzo chwytliwe melodie , lecz również teksty , z których każdy opowiada jakąś historię . Stąd refleksje na temat upływającego czasu („Never gonna feel that way again” ) , żal nad niemożnością naprawienia popełnionych błędów ( fenomenalny „A Lot of Things Diffrent” ) , czy pochwała wartości rodzinnych ( „Good staff” ) . Nie brakuje wspomnień , a to z lat młodzieńczych ( „Young” ) , a to związanych z kłopotami sercowymi ( On the coast...” ) . Nie zapomniałem również o super przeboju – czyli piosence tytułowej . Jeśli tylko ktoś posiada możliwość „ściągnięcia” z sieci clipu do tego utworu – POLECAM . Poprawa nastroju murowana !!! Należy pochwalić dobór piosenek , które nie tylko są bardzo dobre , ale znakomicie dobrane do interpretacji Chesneya . Suma sumarum piosenki te w jego ustach brzmią one wiarygodnie . Podsumowanie - być fanem country i nie mieć nagrań z tej płyty ? Niedopatrzenie i karygodne zaniedbanie . Oczywiście na płycie mamy całą plejadę muzyków studyjnych z Music City , a zatem rzemiosło ( chyba czasami przechodzące w artyzm ) na najwyższym poziomie . Do tej pory miałem mieszane uczucia odnośnie produkcji firmowanych przez duet Norro Wilson – Buddy Cannon ( współproducentem był Chesney ) . Tym razem nie mam i prawie wszystko jest tak jak powinno być . Jeśli już bym miał się na siłę przyczepić , to do identycznego sposób nagrania dźwięku perkusji w utworach dynamicznych - „Young” , „Big Star” oraz „Live those songs” i w ogólne zbliżonemu aranżacji . Można odnieść wrażenie , że utwory nagrywano jeden , po drugim i nie pokombinowano trochę z dźwiękiem min. bębnów . Brzmią one trochę jakby zostały nagrane „na setkę” . Chociaż dla kogoś innego może to być akurat zaleta .

John Taylor - Rosslyn

Pan Eicher nie wydaje słabych płyt, a jedynie bardzo dobre i wybitne. Rosslyn zaliczyłbym do tej pierwszej kategorii. John Taylor nie należy do specjalnie aktywnych artystów, dość wspomnieć, że to bodaj jego pierwsza płyta pod własnym nazwiskiem od ponad 30 lat grania w ECM! Jest do tego postacią nad wyraz skromną (a grywał z największymi m.in.: Garbarkiem na Places, czy w trio Erskine'a), bowiem na okładce i grzbiecie płyty pojawiają się wszystkie nazwiska pisane razem, dopiero na 3. stronie pojawia się właściwy tytuł zespołu: John Taylor Trio. Płyta przynosi niespełna 52 minuty bardzo spokojnej, stonowanej i zrównoważonej porcji klasycznego grania w trio. Lider bardzo niespiesznie podchodzi do zagranych fraz, wyraźnie słuchać nutkę Evansowskiej nostalgii. Sekcja, znana z dynamicznego grania, spokojnie pogrywa w tle. Płyta idealna na późnowieczorne słuchanie tuż przed snem. Mnie najbardziej podoba się utwór tytułowy, gdzie słychać ciekawe poszukiwania lidera. Kolejna znakomita płyta ECM, która niestety zginie w tłumie komercyjnej masy i trafi do tych nielicznych słuchaczy, którzy cenią spokój i kulturę grania.

Tethered Moon - Play Kurt Weil

Oprócz Kikuchiego w nagraniu wzieli udział Paul Motian i Gary Peacock , a więc starzy jazzowi wyjadacze ;) . Do tej płyty miałem kilka podejść . Na początku wydała mi się zbyt trudna . Brak pewnej stałej podstawy rytmicznej , czy może bardziej jej stopniowy "rozpad " w trakcie trwania utworów czynia płytę ciężkostrawną dla mniej zaawansowanych słuchaczy . Ale jeżeli zadamy sobie trud i przesłuchamy ja kilka razy , wsłuchamy się w nią - sprawi nam wiele radości . Gdzieś przeczytałem , że pomimo , ze szachownica to tylko 64 pola i 32 pionki , to liczba możliwych partii jest większa niż liczbna wszystkich atomów we wszechświecie . To nagranie to dowód na to , co można stworzyć mając do dyspozycji tylko 3 instrumenty .

John Taylor - Rosslyn

Jedna z moich ulubionych płyt jazzowych . Spokojna , zadumana , ale w żadnym bądź razie nie monotonna . Wyczuwa się pewne napięcie i emocje muzyków . Przy zgaszonym świetle przenosi nas w inne światy . Nie jest to płyta którą kupi sie po przesłuchaniu w empiku pierwszych minut każdego utworu . Te "rozkręcają się" dość długo , ale dzięki temu wciągają i nie pozwalają zostać obojętnym . Polecam !

Blue County - Blue County

Blue County to duet debiutujący w 2004r. na countrowej scenie . Wcześniej jeden z nich nagrywał płyty z muzyką chrześcijańską , a drugi przez 10 lat grał w telenoweli ‘The young and the restless” . Album był promowany piosenką „Good little girls” , która rozpoczyna album . I to album na tyle dobry , że zdecydowałem się napisać recenzję . Dla osób trochę obeznanych w dźwiękach pochodzących z Nashville wiadomym jest , że wśród duetów dominują „ Brooks & Dunn oraz Montgomery Gentry . Brzmieniowo Blue County chyba bliżej do Brooksa & Dunna . Jak to często bywa na płytach pochodzących z Music City większość utworów została napisana przez czołowych autorów piosenek , w tym również mojego faworyta Bretta Jamesa („Good little girls” , „Hollywood California” ) . Ale i członkowie duetu pokusili się o napisane kilku piosenek ( „That’s cool” , „What’s not to love” , Nothin’ but cowboy boots” ) i naprawdę są to bardzo udane utwory . Płyta pod względem zawartości merytorycznej jest na bardzo wysokim poziomie , praktycznie pierwszych osiem utworów na albumie mogłoby zostać wydanych na singlach . Jak pisałam wcześniej płytę rozpoczyna przebój „Good little girls” - utwór bardzo rytmiczny , z mocną perkusją . Właściwie trudno wyróżniać kolejne utwory , ponieważ wszystkie piosenki są co najmniej dobre . Na plus chłopakom należy zaliczyć małą ilość utworów spokojnych . Bardzo odpowiada mi estetyka brzmieniowa tej płyty . Oczywiście pojawiają się tradycyjne countrowe szkrzypki , ale prawie każdy utwór wręcz kipi energią pochodzącą z elektrycznych gitar oraz rockowej perkusji . Zasługa w tym niewątpliwie producenta Danna Huffa , który kiedyś śpiewał w zespole Giant , a na swoim koncie ma np. produkcje albumów zespołu Megadeth ( ! ) . Pewnie takie brzmienie nie zyskałoby uznania np. u p. Pacudy jako za bardzo rockowe , ale dla mnie jest to jak na razie najlepsza płyta wydana w br. Warta zapłaconych przez mnie blisko 80 złotych . Szkoda tylko , że szersza grupa słuchaczy nigdy nie usłyszy np. „That summer song” i nie będzie przecierać ze zdumienia oczy ( a może uszu ) pytając się „ „To jest country ?” . Zamiast tego komercyjne radia na pewno zaserwują nam kolejne „dzieła” B. Spears , czy Ushera . Płyta została wydana w USA nakładem wytwórni Curb Records , należącej do Warnera , a w Polsce jest chyba niedostępna . Ja kupiłem ją w sklepie : www.cduniverse.com , który zresztą każdemu polecam .

Rory Gallagher - Fresh evidence

Fresh evidence ostatni płyta Rorego, oj pamiętam jak się cieszyłem ze usłysze go znowu.wiedziałem że znów mnie nie zaskoczy , a może jednak,jakby nie było solidna dawka bluesrocka trafi pod strzeche do jednego z domów w zachodniej Polsce.Kid glooves i wszystko jasne ,niezły kawałek bluesowego grania.Dalej the king of zydeco w którym człowiekowi zaczynają biegać ciary po plecach na dzwięk jego zniszczonego fendera,heaven’s gate ; walkin’ wounded ; łykam jednym tchem a to dopiero początek , alexis dedykowany A.Kornerowi ,the loop kojarzący się z SRV,ghost blues piękny celtycki początek przeradzający się w pędzącą bluesową lokomotywę ,no i empire state express ilekroć go słucham mam wrażenie że zjawił się w mych progach gość. Znając płytoteke R.G stwierdzam że ta płyta jest dopracowana w każdym szczególe,można odnieść wrażenie że On to wiedział ,to tak jakby się żegnał. Tu kojarzą mi się słowa J.B.Hutto ; „blues nigdy nie umrze,poniważ jest autentyczny. ..... Blues pozostanie bluesem aż do końca świata”

Queen - The Works

Plyta z 1984 roku. The Works – Prace? Wprawki? Dziela? Wieloznaczny tytul. Jest to niewatpliwie najbardziej rockowa i mainstreamowa plyta Queen. Nawiazuje do brzmien znanych z The Game i mimo obecnosci eletroniki ostre gitarowe uderzenia zapamietuje sie jako charakteryzujace album. Radio Ga-Ga, swietna kompozycja Taylora, oraz I want to Break Free to najbardziej znane przeboje z plyty. Swietna takze jest ballada Is This the World We Created? (o Jaruzelku?) oraz wspaniale zmagania gitary May’a z elektronika w Machines. Plyta godna uwagi, dla lubiacych rock w czystym wydaniu moze jedna z lepszych dokonan Queen. Zespol gra z wlasciwa sobie werwa i wokal jest w ofenzywie.

Queen - Hot Space

Napisanie tej recenzji zaczne od anegdoty. Kupilem ta plyte jako kota w worku. Byla to nowosc i nie czytalem zadnych recenzji. No i odebralem ta plyta zupelnie po swojemu i do dzis cos z tego spojrzenia mi zostalo. Czesto pisze sie, ze to niespojna i jedna ze slabszych plyt Queen. A ja ja uwielbiam :-)! Pisze sie, ze druga strona jest znacznie lepsza niz pierwsza a ja uwielbiam wlasnie poczatek. Niezbadane sa gusty ludzi, ot co! Plyta zaczyna sie od 3 szalenie mocnych w sensie jakosci numerow. Na poczatku praktycznie sluchalem tylko pierwszej strony plyty bo tak mnie braly motoryczne i swingujace kawalki taneczne z pierwszej strony. Owszem, swietne jest Las Palabras de Amor czy dedykowany zastrzelonemu Lennonowi Life is Real. Ale gdzie im do Staying Power (troche obskurny tekst) czy rewelacyjnego moim zdaniem Back Chat! W USA przebojem stalo sie natomiast mainstreamowe Calling All Girls i dobrze przyjeto ladnie podparte basowo Put Out the Fire. No i cos, co nie moze zostac pominiete. Plyte zamyka doskonala pioseka, duet Freddie Mercury’ego z Davidem Bowie: Under Pressure. Utwor niezapomniany, prawdziwa klasyka nie tylko w historii Queen.

Queen - The Game

Kolejna plyta Queen wydana po Jazz nosi tytul The Game. Pierwotnie miala byc wydana w 1979 roku ale sesja nagraniowa nie udala sie i powstalo tylko kilka utworow, zbyt skromny material by wydac plyte. Te 4 piosenki z roku 1979 na The Game umieszczono na koncu. W roku 1980 album ukazal sie na rynku i po raz pierwszy w historii Queen przerwa miedzy kolejnymi studyjnymi albumami wyniosla az 2 lata. Niestety, stalo sie to takze od tej pory regula. The Game odniosla kolosalny sukces w USA. Popularnosc zdobyl wielki hit Another One Bites the Dust, kompozycja Johna Deacona. Ten dziwny utwor – polaczenie disco z extravaganza – jest szlenie charakterystyczny i przywoluje pamiec o chocby We Will Rock You. Plyta rozpoczyna sie seria 6 bardzo silnych pozycji z ktorych jedynie moze Need Your Loving Tonight mozna uznac za slabsze. Reszta piosenek nagrana jeszcze w 1979 roku w mojej opini jest wyraznie slabsza choc wciaz stylowa i interesujac ze wzgledu na strukture (Don’t Try Suicide) lub melodyke (Save Me). Plyta nierowna ale takze warta uwagi chocby ze wzgledu na motoryczne utwory takie jak Dragon Attack, Rock It czy przywolujace lata 50-te Crazy Little Thing Called Love. Dla fanow Queen jest to z pewnoscia jeden ze sztandarowych albumow.

J.J Cale - Live

Pewien znany redaktor PR na pytanie ;leniwe czy ruskie?odpowiedział ;ruskie.Dlaczego?Bo lubię. No właśnie ,lubię tego starszego pana,który z wizerunkiem wielkiej gwiazdy ma niewiele wspólnego,a w muzycznej hierarchi jest tak wysoko ,że mało kto mu może podskoczyć.Gdybym miał jednym słowem określić jego gre,to chyba najbardziej pasowało by słowo- prostota.Ktoś może powiedzieć nudziarz,smutas ,prymityw cały czas gra jeden utwór,pewnie tak ,ale zważmy ilu wielkich chce smucić jak on- mówicie nie, to posłuchajcie niektórych utworów Claptona albo Knopflera. Ja właśnie za to go lubie i wiem następną płytą mnie nie zaskoczy, oczywiście jeśli chodzi o styl.Sam Cale mówi;,,zawsze próbuje ruszyć w jakims innym nowym kierunku,ale moje płyty i tak zawsze brzmią tak samo." Dlaczego live,ano dlatego ze J.J mało koncertuje więc sama płyta jest wydarzeniem,a poza tym nic tak prawdy nie powie o artyście jak gra przed publiką.Koncert zawiera naprawde niezłe kawałki,mamy tu m.in magnolie, call me the brezze,old man (tylko 3minuty ale dla mnie rewelacja)mama don’t, sensitive kind, after midnight, i mój najbardziej ulubiony cocaine(dzięki dwóm ostatnim utworom Clapton wrócił na szczyty list przebojów po podróży w nicość(prochy), ale uczciwe też powiem że dzięki Ericowi J.J stał się znany szerszej publiczności.) Sumując. 1.stary człowiek a może...dziś to rzadkość 2.jak długo będzie nagrywał płyty, tak długo w ja będę je kupował.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.