Pomimo tego, że Moon od lat obecny jest na naszym rynku i zdążył uczciwie zapracować na wierne grono fanów, to jakoś do tej pory niespecjalnie można go było kojarzyć z przystępnymi cenowo, niemalże budżetowymi konstrukcjami. Oczywiście nie mówię w tym momencie o totalnej, oscylującej w okolicach 1 – 1,5 kPLN niemalże hipermarketowej ofercie, ale o audiofilsko – hajfajowych standardach, czyli okolicach 10 kPLN. To po prostu taka bezpieczna, zdroworozsądkowa granica pozwalająca odsiać wszelakiej maści plastikowe wydmuszki a jednocześnie niepowodująca stanów lękowych przy lekturze wyciągu bankowego. Natomiast Moonów większość z nas szukała półkę, bądź dwie wyżej, mając w dodatku świadomość, iż do szczytu jeszcze sporo brakuje. Tymczasem Kanadyjczycy specjalnie się nie afiszując sukcesywnie rozbudowywali swe portfolio nie tylko w górę, lecz również w dół cennika. Nie czas i nie miejsce jednak na to by oceniać, czy taka polityka ma sens i czy przez przyzwyczajonych do pewnych standardów odbiorców nie zostanie uznana za rozmienianie się na drobne, gdyż zamiast dzielić przysłowiowy włos na czworo i dopatrywać się spisku w tylu sztucznej mgły, tam gdzie go nie ma, lepiej samemu się przekonać cóż tam w trawie piszczy. Skoro zatem Simaudio (Moon jest tylko marką) wyszedł do zwykłych ludzi, to nie pozostało mi nic innego aniżeli zmierzyć się z tematem i dzięki uprzejmości dystrybutora - Sieci salonów Top HiFi & Video Design przez kilka tygodni poznęcać się nad najmniejszą z rodu integrą – modelem Neo 240i.
Już na pierwszy rzut oka widać, że 240-ka swojego pochodzenia się nie wyprze, bo i po co, skoro Moony mogą pochwalić się świetną rozpoznawalnością oryginalnego i na wskroś nowoczesnego – zunifikowanego designu. Oczywiście mając na uwadze pozycję w rodzimej hierarchii i oczekiwaną przy sklepowej kasie cenę trudno się dziwić pewnemu ograniczeniu, nie, nie jakości wykonania, lecz gabarytów. Przy standardowej, znormalizowanej szerokości i głębokości tytułowy Moon jest bowiem dość niski i choć do „naleśników” Devialeta sporo mu brakuje, to nie powinno być najmniejszych problemów ze wstawieniem go do większości „cywilnych” mebli i szafek RTV. Solidność obudowy i użyte w niej materiały końcowego klienta wprowadzić mogą w niemy zachwyt, za to u czasem znacznie droższej konkurencji w pełni uzasadnione stany lękowe. Grube płaty szczotkowanego aluminium wielowarstwowego i po prostu, po ludzku ładnego frontu, imitujące użebrowanie radiatorów ściany boczne i solidna płyta górna prezentują się wybornie. Ekskluzywność podkreśla centralnie umieszczone chromowane logo i utrzymane w podobnej estetyce niewielkie przyciski nawigacyjno – funkcyjne. Nie oszczędzano też na kanale komunikacji z otoczeniem, gdyż zamiast zwykłych diod (pomijając tę informującą o stanie pracy urządzenia) zdecydowano się na o niebo nowocześniejsze i umożliwiający dopasowanie natężenie iluminacji do własnych potrzeb rozwiązanie – wyświetlacz OLED. Całe szczęście w dążeniu ku rozwiązaniom hi-tech nie zapomniano o ergonomii i wynikających z tradycji przyzwyczajeń, więc za regulację głośności odpowiada klasyczna, masywna gałka a tuż obok niej umieszczono gniazdo słuchawkowe, oraz wejście liniowe w formacie mini jack.
Również ściana tylna nie tylko nie rozczarowuje, co bardzo miło potrafi zaskoczyć, gdyż oprócz trzech wejść liniowych (w tym dedykowanego wkładkom MM) - tylko RCA (XLRy pojawiają się dopiero w 340i) i pary wyjść, do dyspozycji mamy nad wyraz bogatą baterię interfejsów cyfrowych pod postacią dwóch gniazd optycznych, dwóch koaksjalnych i USB zdolnego obsłużyć nie tylko sygnały PCM (32 bit / 384kHz), lecz i DSD (do DSD256 włącznie). Nie zabrakło też firmowej magistrali SimLink™, portu RS-232 oraz wejścia dla zewnętrznego czujnika IR. Najskromniej w całym tym towarzystwie prezentują się pojedyncze, plastikowe terminale głośnikowe, które co prawda akceptują praktycznie każdą konfekcję, lecz przy masywnych widełkach warto zachować szczególną ostrożność.
A teraz najlepsze, czyli brzmienie. Czemu najlepsze? Bo zupełnie niespodziewane i całkowicie nieadekwatne tak do ceny, jak i … deklarowanych przez producenta danych technicznych. Mając bowiem na uwadze, że 240-ka to najtańszy, zaledwie otwierający ofertę Moona wzmacniacz zintegrowany, dysponujący dość mało imponującą na współczesne (czysto marketingowe?) standardy i budowane na nich oczekiwania odbiorców mocą 50W można byłoby się spodziewać co najwyżej poprawności. Ot klasyczna budżetówka znanego w „audio-świadku” producenta zalotnie puszczającego oko do tych, którzy przynajmniej na razie, nie mogą sobie pozwolić na rasowe „zabawki” dla dużych chłopców w stylu recenzowanej przez nas parę lat temu 600-ki o monstrualnych końcówkach 888 nawet nie wspominając.
Tymczasem wygląda na to, że nikt 240-ce nie powiedział, gdzie powinno być jej miejsce i co jej wypada a czego pod żadnym pozorem robić nie wolno, gdyż wpięcie jej w tor dla niczego niespodziewającego się obserwatora może być nie lada szokiem i to szokiem na wskroś pozytywnym. Przypisanym segmentowi, w jakim 240-ka egzystuje, oczekiwaniom wymyka się bowiem dosłownie wszystko – począwszy od dynamiki, poprzez umiejętność kreowania trójwymiarowej sceny, na kulturze i wysublimowaniu wysokich tonów skończywszy. Najmniejszy Moon operuje bowiem dźwiękiem potężnym, sprężystym, przesyconym ponadnormatywną energetycznością i witalnością. To granie niezwykle radosne, spontaniczne, lecz również kontrolowane i rozdzielcze, choć dalekie od eterycznej zwiewności. Z powodzeniem można o nim powiedzieć, że to taki rockowy typ grania, gdzie królują emocje, młodzieńcza beztroska i rozbrajający optymizm a każde odtworzenie albumów w stylu „The Razors Edge” AC/DC, czy „Hail to the King” Avenged Sevenfold kończy się zdartym gardłem. Zamiast analizować i z aptekarską dokładnością dozować emocje najmniejszy Moon idzie na żywioł porywając słuchaczy w wir wydarzeń. Ot rock’n’rollowy rollercoaster, gdzie im szybciej i bardziej „po bandzie” tym lepiej. Jeśli tylko materiał źródłowy na to pozwala stopa perkusji kopie niczym Chuck Norris, gitarowe riffy tworzą ścianę dźwięku godną floydowskiej „The Wall” a drący się w niebogłosy wokaliści nader ochoczo wyskakują przed szereg. A właśnie, scena i gradacja planów. O ile bowiem w całym tym szaleństwie liczy się spontaniczność nie zapomniano o podstawach, więc zarówno poszczególne plany, jak i lokalizacja źródeł pozornych nie pozostawiają niedosytu, choć i tak i tak pierwsze skrzypce grają namacalność wokali i soczystość średnicy podkreślone potężnym basowy fundamentem zrównoważonym odważnymi wysokimi tonami.
Czy zatem Neo 240i jest tylko do rocka i gatunków mu pokrewnych? W żadnym wypadku, gdyż zarówno chilloutowa elektronika („The Very Best Of Cafe del Mar Music”), jak i wypieszczone audiofilskie samplery („The Nordic Sound” 2L Audiophile Reference Recordings) nie sprawiały Moonowi najmniejszych problemów. Nie dość, że robił swoje i po swojemu, to przy tym świetnie się bawił.
Wszystkie powyższe uwagi dotyczyły na razie połączenia analogowego, więc najwyższy czas na efekty współpracy w domenie cyfrowej. I tutaj czeka nas kolejna niespodzianka, gdyż tytułowa integra z sygnałem dostarczanym do gniazd koaksjalnych robi prawdziwe cuda a z „gęstymi” plikami po USB osiąga pułap o jakim jeszcze rok, czy dwa lata temu nawet nie śniło się posiadaczom DACów za równowartość kanadyjskiej amplifikacji. W porównaniu do sekcji analogowej poprawie ulega dosłownie wszystko a do pełni szczęścia wcale nie potrzeba streamera za kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt tysięcy, lecz wystarczy najzwyklejszy notebook z zainstalowanym Tidalem HiFi. Serio, serio. Nie mam na chwilę obecną nawet bladego pojęcia jak ekipie odpowiedzialnej za powstanie 240-ki się to udało, ale dziwnym zbiegiem okoliczności z powodzeniem można było mówić o soczystości i organiczności brzmienia w sytuacji, gdy materiałem testowym były zasysane „z chmury” w czasie rzeczywistym pliki. W dodatku wcale nie było mowy o graniu wszystkiego na jedno kopyto, lecz różnice w jakości i sposobie realizacji pojawiały się już przy pierwszych, dobiegających naszych uszu dźwiękach. Dlatego też w tym momencie warto chociażby na chwilę powrócić do referencyjnego albumu sygnowanego przez 2L, którego oczywiście dane mi było słyszeć w lepszym wykonaniu, lecz nigdy, podkreślam nigdy na takim pułapie cenowym. Tymczasem Moon z niemalże dziecinną łatwością zdolny był oddać zarówno gwałtowne skoki dynamiki charakterystyczne dla wielkiej symfoniki, naturalny gabaryt koncertowego fortepianu, jak i delikatne muśnięcia skrzypiec w partiach solowych, lub minimalistyczne „Gregorian Chant - Crux Fidelis”, przy którym „ciary” macie gwarantowane. Jeśli dodamy do tego organiczną wręcz barwę naturalnego instrumentarium trudno będzie przejść nad tym faktem do porządku dziennego.
Poszukując bogato wyposażonego wzmacniacza ze średniej półki pierwsze kroki powinniście skierować ku Moonowi Neo 240i a po nawet niezobowiązującym odsłuchu będziecie mieli dwie drogi – krótką, oraz długą. Opcja krótka polegać będzie na udaniu się z rzeczonym wzmacniaczem pod pachą do sklepowej kasy a długa na, w większości przypadków skazanych na sromotną porażkę, bezowocnych poszukiwaniach czegoś, co od 240-ki zagra lepiej. Wybór oczywiście należy do Was, ale tak na zdrowy rozsądek – chce się Wam tracić czas i pieniądze?
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 10 999 PLN
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 50 W / 8Ω
Czułość wejściowa: 370mV - 3.0V RMS
Impedancja wejściowa: 22,100Ω
Wzmocnienie (Gain): 37dB
Odstęp sygnał/ szum: 100dB
Pasmo przenoszenia: 10Hz - 80kHz +0/-3dB
Przesłuch: -100dB
Zniekształcenia THD (20Hz - 20kHz @ 1 W / 50 W): 0.02% / 0.02%
Zniekształcenia intermodulacyjne: 0.005%
DAC:
PCM: 16 - 32 bit / 44.1 - 384kHz
DSD: DSD64, DSD128 & DSD256
Waga 11 kg
Wymiary (S x W x G): 42,9 x 8,9 x 36,6 cm
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Phasemation EA-500
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5
– Końcówka mocy: Copland CTA 506; Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; DeVore Fidelity Gibbon 3XL
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF® /FI-50M NCF®
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS®
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips