Po eksploracji katalogów świetnie sobie radzących, lecz niewątpliwie dopiero aspirujących do miana pełnoprawnych pierwszoligowych graczy w rozgrywkach słuchawkowych producentów najwyższy czas skierować wzrok ku tzw. majorsom, czyli starym wyjadaczom. Z jednej strony sięgając po ich wyroby mamy bowiem pewność, że szansa na trafienie ewidentnego bubla jest bliska zeru, lecz z drugiej wieloletnie rezydowanie na piedestale sprzyja pewnej jeśli nie opieszałości, to na pewno zachowawczości i ostrożności we wprowadzaniu jakichkolwiek rewolucyjnych rozwiązań. O ile jednak mali producenci gotowi są rzucić na szalę wszystkie karty o tyle najwięksi, korporacyjni gracze zdecydowanie bardziej preferują rozwój na drodze ewolucji a nie rewolucji. Jednak życie zdążyło nas nauczyć, że i od powyższej reguły bywają odstępstwa, gdyż posiadając rozbudowany i korzystający z najnowocześniejszych zdobyczy techniki dział R&D trudno taki uśmiechu losu ignorować i nie próbować od czasu do czasu zatrząść rynkiem. Tym oto sposobem dochodzimy do bohatera niniejszego testu, czyli powstałych w laboratoriach japońskiego koncernu Audio-Technica słuchawek ATH-DSR7BT, które sam producent otwarcie określa mianem rewolucyjnych.
I o co tyle krzyku? Że niby ATH-DSR7BT są bezprzewodowe i dogadują się ze źródłami sygnału po Bluetooth jak nieprzebrane mrowie konkurencji? Przewrotnie powiem, że i tak i nie, gdyż tytułowe nauszniki co prawda komunikują się poprzez Bluetooth, lecz robią to niejako po swojemu i nie da się ukryć, że robią to … lepiej. Sprawcą całego zamieszania jest w tym przypadku autorski system Pure Digital Drive™, dzięki któremu oryginalny sygnał cyfrowy przekazywany jest ze źródła wprost do membran przetworników i to z pominięciem układu konwersji cyfrowo-analogowej. Czyli przekładając to na język polski Audio-Technici swoje brzmienie … uniezależniły od jakości źródła. Utopia? Marketingowa mowa-trawa? Tym razem niekoniecznie, gdyż sygnał pozostaje w cyfrowej postaci od źródła aż do samych 45 mm przetworników True Motion Drivers, którymi steruje dedykowany chipset Dnote. W rezultacie przy bezprzewodowym połączeniu słuchawki obsługują sygnał do 48kHz/24 bity a gdy użyjemy przewodu USB parametry osiągają 96 kHz/24 bity. Przynajmniej na papierze wygląda to nieźle, nieprawdaż? Zanim jednak nausznie zweryfikujemy szumne deklaracje producenta trochę tytułowe słuchawki pomacajmy.
Choć ATH-DSR7BT mają nazwę równie łatwą do zapamiętania jak zapisanie, o wymówieniu nie wspominając, przez obcokrajowca Grzegorz Brzęczyszczykiewicz na pierwszy rzut oka prezentują się całkiem zwyczajnie. To nad wyraz stonowane wzorniczo, pozbawione błyszczących powierzchni średniej wielkości konstrukcje nauszne. Japończycy co prawda twierdzą, że wokół uszne, lecz w moim przypadku niestety mija się to z prawdą. Użyte plastiki mają satynowe wykończenie a ich jakość nie daje żadnych powodów do marudzenia, tym bardziej, że podczas kilkunastodniowego użytkowania nie odnotowałem nawet najmniejszych tendencji do trzeszczenia, czy skrzypienia a mój czerep przecież do najmniejszych nie należy, więc mechanicznie słuchawki dostawały nieźle w kość. Zarówno pady, jak i wyściółkę pałąka pokryto sztuczną skórą i wypełniono miękką, pianką z funkcją pamięci.
Na obrzeżu lewej muszli umieszczono regulację głośności, ukryte pod zaślepką gniazdo USB i mini pad umożliwiający nawigację i odbieranie/zawieszanie połączeń. W roli interfejsu wykorzystano trzy niewielkie diody informujące m.in. o statusie pracy, poziomie naładowania wewnętrznych akumulatorów, czy też aktualnie używanym kodeku. Po odgięciu zawieszenia naszym oczom ukazuje się otwór umożliwiający reset słuchawek. Warto zwrócić jeszcze uwagę na umieszczone już na pałąku pole do parowania metodą NFC. Rant prawej muszli z kolei przeznaczono na włącznik główny.
No dobrze. Pomacaliśmy, dokonaliśmy małej, na szczęście czysto wirtualnej wiwisekcji trzewi, więc najwyższy czas sprawdzić jak to co widać przekłada się na to jak słychać. A słychać nie tylko sporo, co jak na bezprzewodówki nad wyraz dobrze. Patrząc na temat globalnie, czyli z perspektywy konwencjonalnego rodzeństwa nie da się ukryć, że konstruktorom udało się zachować firmową, charakterystyczną szkołę brzmienia. Mamy zatem do czynienia z wyśmienitą może nie tyle detalicznością, co rozdzielczością, dzięki czemu ATH-DSR7BT okazują się zdecydowanie mniej bezwzględne dla gorszej jakości nagrań niż np. testowane w zeszłym roku ATH-A990Z. Dodatkowo mamy zamiast przesuniętej ku górze równowadze tonalnej środek ciężkości ustawiony nieco niżej aniżeli w idealnym zerze. W rezultacie „taneczne” kawałki w stylu składanki umieszczonej na ścieżce dźwiękowej „Fast & Furious 8” przyjemnie masują ... trzewia. To co prawda taka niewinna metafora przy odsłuchu słuchawkowym, gdy ciśnienie akustyczne dociera tylko do naszego narządu słuchu, ale mózg robi swoje, więc kategoryzuje bas jako mięsisty – z gatunku tych masujących. Góra pasma jest czytelna, wyraźna i wystarczająco selektywna, jednak pozbawiona tendencji do podkreślania sybilantów, co jest niejako gwarancją długich i komfortowych sesji. Pomiędzy ww. skrajami jest oczywiście jeszcze sugestywnie wypchnięta średnica. Wokale podane są zatem blisko, aczkolwiek bez zbytniej poufałości i ofensywności. Nikt nam nie tylko nie próbuje pakować się na kolana, co czasem przy odsłuchu słuchawkowym ma miejsce, jak i nie majstruje językiem przy uszach. Pełna kultura.
Jednak o ile przy mainstreamowym POP-ie (?) Audio-Technici wypadają co najmniej dobrze, to pełnię swoich możliwości pokazują na zdecydowanie bardziej wymagającym repertuarze. Wystarczy bowiem sięgnąć po prog-metalowy, czasami wręcz nieprzyzwoicie pompatyczny „The Source” Ayreon, by na własnej skórze przekonać się co potrafią zdziałać firmowe patenty inżynierów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Od pierwszych zakręconych jak domek ślimaka taktów słychać bowiem nie tylko świetną kontrolę nad pełnym pasmem, co swobodę i dynamikę, jakiej mogłyby tytułowym nausznikom pozazdrościć niejedne konwencjonalne słuchawki. Dodając do tego ponadprzeciętną umiejętność sugestywnego przedstawienia wieloplanowości i naprawdę mocno zagmatwanej warstwy instrumentalnej trudno będzie znaleźć jakiekolwiek „ale”. W dodatku nieco ocieplone, dopalone pod względem saturacji barwy sprawiają, że niejako w gratisie otrzymujemy świetną muzykalność i po prostu najzwyczajniejszą przyjemność odbioru. Proszę przy tym nie zapominać o wspominanej wcześniej rozdzielczości. To nie jest milusie zmiksowane, jedwabiste i mdłe nie wiadomo co, tylko prawdziwa muzyka i to przez duże „M”. Jeśli trzeba jest bowiem i pazur i zadziorna chropawość a atak ma swój kontur i twardość.
Scena może nie oszałamia swoją rozpiętością a i przestrzeń spokojnie określić możemy mianem „teatralnej”, lecz bądźmy szczerzy – „akermańskich stepów” szukać możemy za wielokrotność kwoty oczekiwanej przy kasie za Audio-Technici i to głównie wśród konstrukcji nie tylko otwartych, co planarnych. No może z wyjątkiem Finali Sonorus X, ale teraz zajmujemy się słuchawkami za 1,7 kPLN a nie 20 kPLN, więc lepiej przestać bujać w obłokach i zejść na ziemie. Co ciekawe nawet najmniejszych uwag, co do przestrzenności nie miałem za to na surowym, mrocznym i cudownie oderwanym od współczesności albumie „Runaljod – gap var Ginnunga” norweskiej formacji Wardruna. Ulewny deszcz i odgłosy przetaczającej się burzy są bowiem tak realne, że podświadomie nie tylko spoglądamy za okno, co sięgamy po sztormiak. Jeśli dodamy do teko pulsującą niczym serce ziemi partię bębna, przywodzące na myśl atak barbarzyńców w „Gladiatorze” kozie rogi a także perkusjonalia w postaci drewienek i … kości robi się na tyle baśniowo, że do pełni szczęścia wcale nie potrzeba dodatkowych „popepszaczy percepcji” w postaci zamorskich destylatów.
Czyżbyśmy zatem mogli uznać Audio-Technici ATH-DSR7BT za konstrukcje pozbawione wad? Pod względem brzmieniowym, w tym przedziale cenowym śmiem twierdzić że tak i tezy tej będę bronił do upadłego. Jedynym minusem, który z żalem, bo z żalem, ale jednak muszę obdarzyć dzisiejsze bohaterki jest ich rozmiar. Są nauszne, a więc na mnie nieco za małe. Piszę to zupełnie szczerze i bezdyskusyjnie subiektywnie – z perspektywy ponad 100-kg „Ogra” i to wspomagającego swój zmysł wzroku okularami. Po prostu przylegające do małżowin usznych pady sprawiały, że chcąc/nie chcąc musiałem po każdym albumie robić sobie kilkuminutowe przerwy, żeby dać swoim uszom nieco odetchnąć. Oczywiście osobom drobniejszym, bądź dysponującym małymi uszami powyższe problemy będą zupełnie obce. A mnie w takim razie czekają przymiarki do wyższego, miejmy nadzieję nieco większego modelu ATH-DSR9BT.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Audio Klan
Cena: 1699 PLN
Dane techniczne:
Rodzaj: Dynamiczne
Średnica przetworników: 45 mm
Pasmo przenoszenia: 5 – 40,000 Hz
Czułość: 100 dB/mW
Impedancja: 35 Ω
Wbudowany akumulator: 3.7V litowo-polimerowy
Czas pracy na baterii: ok. 15 h ciągłej pracy (1 000 h w trybie standby)
Orientacyjny czas ładowania: 4 h (0-100%)
Waga: 300 g, bez przewodu
Czułość mikrofonu: -44 dB (1V/Pa a 1 kHz)
Pasmo przenoszenia mikrofonu: 50 – 4 000 Hz
Wejście: Micro USB Type B
Rodzaj komunikacji: Bluetooth Version 4.2
Wyjście: Bluetooth Specification Power Class 2
Maksymalny zasięg: ok. 10 m
Kompatybilne profile Bluetooth: A2DP, AVRCP, HFP, HSP
Wspierane kodeki: aptX HD, aptX, AAC, SBC