O fakcie, iż winyle z pozornie chwilowej mody ponownie i coś czuję w kościach, że już na stałe zagościły w naszych domach nie ma nawet co dyskutować. W końcu to fakt, w dodatku na tyle namacalny i oczywisty, iż od dawna widok 12” krążków w tzw. przestrzeni publicznej czy wręcz rozstawionych w popularnych dyskontach już nikogo nie dziwi. O ile jednak powszechność i ogólnodostępność nośników większych emocji nie budzi, to już z gramofonami tak różowo nie jest. W końcu nie od dziś wiadomo, że „jakość musi kosztować” a firmowane przez kojarzone ze sprzętem AGD marki „szlifierki” to samo, pierwotne „zzzzuuuuooo” bezczeszczące i nieporadnie drapiące winylowe placki niczym kojarzone z czasami słusznie minionymi nasze rodzime Bambino, czy Unitra WG 402 (generalnie cała rodzina Mister Hit). Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności nikt takich zarzutów w stosunku do np. parającego się chyba wszystkimi odłamami AGD a i kilka gramofonów na koncie mającego Kenwooda nie formułuje. Oczywiście to spore uproszczenie, gdyż Japończycy to jednak „nieco” wyższa półka (vide KD-770 / KD-990). Jednak ad rem, gdyż tym razem, dzięki uprzejmości Sieci Salonów Top HiFi & Video Design na redakcyjny tapet trafił gramofon w co tu dużo mówić iście dyskontowej cenie 599 PLN - House of Marley Revolution (EM-JT004-SB), na test którego serdecznie zapraszam.
Błyskawiczny unboxing jedynie potwierdza deklarowaną przez House of Marley pro-ekologiczność – zero plastiku. Zamiast niego biodegradowalne, pochodzące z odzysku wytłoczki i papier. Podobnie sam gramofon – no może poza akrylową pokrywą (chociaż chyba i tutaj wspomagano się plastikiem z recyclingu), bo reszta to już „zestaw firmowy”, czyli bambusowa plinta i charakterystyczna tkanina REWIND™.
Żeby jednak nie było niedomówień od razu na wstępie zaznaczę, iż nie mam zamiaru na potrzeby niniejszej recenzji zaklinać rzeczywistości i udawać, że House of Marley Revolution jest czymś, czym de facto nie jest i generalni być nie może. Czyli gramofonem klasy Hi-Fi. Całe szczęście wygląda na to, że i sam producent takowych ambicji nie miał, gdyż adresuje tytułowy cud techniki „początkującym miłośnikom analogowego dźwięku”. W dodatku miłośnikom mającym blade, bądź wręcz zerowe pojęcie o analogu, gdyż Revolution jest gotowy do pracy w ciągu maksimum 5-10 min. od … wniesienia go do domu. Jak to możliwe? Bardzo prosto. Po prostu na sklepowe półki trafia produkt wstępnie nie tylko zmontowany, lecz i skalibrowany (fabrycznie ustawiona siła nacisku i antyskating), więc wystarczy go wypakować, odwinąć zabezpieczający akrylową pokrywę papier założyć na ramię przeciwwagę a filcową matę na talerz, podpiąć całość do prądu i połączyć z posiadanym systemem czy to z pomocą standardowych przewodów, bądź … bezprzewodowo, wybrać obroty właściwe danej płycie i gra muzyka.
Mamy zatem do czynienia z produktem gotowym do działania niemalże „out of the box” i to z typowo bezobsługowego segmentu. Rola użytkownika w tym przypadku ogranicza się do wyboru płyty, obrotów (33 / 45/ 78) , sposobu połączenia, a w przypadku przewodowego wyjścia liniowego, bądź regulowanego (nie ma możliwości podpięcia pod zewnętrzny phonostage). Jakby tego było mało Revolution może pracować nie tylko jako źródło, lecz również w roli odbiornika Bluetooth – wystarczy przestawić znajdujący się tuż przy zlokalizowanym w prawym narożniku włączniku głównym/pokrętle głośności suwak z „Out”, na „In” i sparować gramofon ze smartfonem, tabletem, czy nawet komputerem.
Co ciekawe HoM (House of Marley) również i tym razem nie jest zbyt skory do dzielenia się jakimikolwiek informacjami odnośnie chociażby podstawowych danych swoich wyrobów. Ba, przeglądając dołączone do tytułowego gramofonu materiały więcej dowiemy się o parametrach znajdującego się na stanie wtyczkowego zasilacza GRP-150016-D4 produkcji Guangdong Leetac Electronics Technology Co.,Ltd. i modułu Bluetooth 5.3 aniżeli daleko nie szukając wymiarów, pasma przenoszenia, etc. Jedyne, co wiadomo to obecność wkładki MM Audio-Technica AT3600L.
No dobrze, a jak z dźwiękiem, gdyż o ile wrażenia organoleptyczne są dość pozytywne – nic nie skrzypi, nie klekoce a całość nie przysparza żadnych problemów natury użytkowej, to jednak segment – półka cenowa jaką reprezentuje Revolution niespecjalnie napawa optymizmem. Podobnie jak niejako automatyczne i odruchowe porównanie ze stojącym tuż obok moim dyżurnym Denonem DP-3000NE. No nic, jak to jednak mówią służba nie drużba. Na talerzu wylądował „Accident of Birth” Bruce’a Dickinsona i ... jak to mawiał klasyk „It’s Alive!”. Znaczy się z głośników popłynęła muzyka o jakości znacząco przewyższającej to, czego spodziewałem się po tytułowym źródle. Było bowiem lepiej aniżeli z „kuchennego radyjka” a to już dobry prognostyk. W dodatku Revolution nie próbował udawać, że potrafi z Denonem walczyć jak równy z równym, więc skupił się na tym, co w stopniu satysfakcjonującym opanował, czyli na średnicy. Znaczy się postawił na jej komunikatywność i wypełnienie, skraje pasma traktując jakie logiczne, acz niezbyt absorbujące uwagę słuchaczy uzupełnienie. Podobnie było na jazzie, gdzie „Vägen” Tingvall Trio zauważalnie tracąc na natywnej rozdzielczości zagrało gładziej, spokojniej i przez to mniej „krytycznie” dla całego toru audio. Ewoluowało tym samym z roli weryfikacyjnej referencji do postaci przyjemnego muzycznego tła, które angażuje wtedy, gdy słuchacz ma na to ochotę a nie wymaga pełnej uwagi już od pierwszych taktów. Akcent z iście holograficznej przestrzenności i laserowej precyzji ogniskowania źródeł pozornych został przez HoM przesunięty w kierunku muzykalności i spójności, co wydaje się zrozumiałe przy spodziewanej klasie docelowo towarzyszących Revolution peryferii. Warto jednak wspomnieć również o tym, iż nasz dzisiejszy gość niespecjalnie grymasił przy jakości samych nośników, gdyż nawet nasze rodzime tłoczenia „z epoki” nie robiły na nim większego wrażenia a i nausznie nie wypadały jakoś znacząco gorzej od tych „prawilnych” – 180g (i cięższych) zza wielkiej wody, co z pewnością ucieszy wszystkich tych, którzy w szale świątecznych porządków odkryli gdzieś na strychu, pawlaczu czy piwnicy nieco zakurzone płyty niefrasobliwie zapomniane przez rodziców, sygnowane przez Polskie Nagrania, Tonpress i Savitor.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że House of Marley Revolution raczej nie znajdzie uznania w oczach i uszach bardziej doświadczonych/wymagających audiofilów i melomanów, jednak jeśli ktoś rozgląda się za urządzeniem dla jakiegoś małoletniego entuzjasty dźwięków wszelakich, w którym zasiane „winylowe ziarnko” dopiero kiełkuje, to w roli pierwszego, służącego do nauki i pełniącego rolę prawdziwego poligonu doświadczalnego gramofonu nasz dzisiejszy gość sprawdzi się świetnie. Uwagę na niego powinni zwrócić również okazjonalni, kilkupłytowi słuchacze, który „od święta” chcieliby przypomnieć sobie własną, bądź rodziców (dziadków?), młodość sięgając po będące świadkami lat minionych wydawnictwa.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio; AudioSolutions Figaro L2
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 599 PLN