Umawiając się na recenzję Anthema wiedziałem, że sam proszę się o kłopoty. Monstrum wyglądające jak Technics sprzed bez mała trzydziestu lat, z masą pokręteł i multum guzików. Słowem koszmar audiofila purysty. Pytanie tylko, czy wszyscy muszą podążać bezkompromisową drogą dwóch gałek i przysłowiowego drutu ze wzmocnieniem. Jak widać nie i właśnie im dedykowany jest model Integrated 225, którego nazwa mówi potencjalnemu nabywcy praktycznie wszystko. Po prostu jest to integra zdolna oddać 225W mocy przy 8 omach. Kawał pieca, nieprawdaż?
Na prawie półcentymetrowej grubości płacie aluminium, patrząc od lewej strony, znajduje się sekcja selektora wejść - siedem chromowanych przycisków i czerwonych diod nad każdym z nich. Tuż obok umiejscowiono gniazdo słuchawkowe na dużego „jacka” oraz wejście liniowe minijack, dedykowane urządzeniom przenośnym, wraz z aktywującym je przyciskiem. Kolejny przycisk odcina umieszczone w jednej linii trzy regulatory – dwa barwy i jeden balansu. Guzikologię kończą przycisk wyciszenia i włącznik sieciowy standby (oba zwieńczone diodami). Nad nimi góruje duże pokrętło głośności. Wszystkie pokrętła i przyciski są metalowe.
Tylna ściana nie kryje niespodzianek, nie licząc gniazd RS-232, 12V triggera i zewnętrznych czujników IR - w Kanadzie i USA rynek wymusza łatwą integrację poszczególnych komponentów ze sobą i centralne sterowanie. Poza powyższymi fanaberiami jest zupełnie normalnie. Pięć wejść liniowych, gramofonowe, zbalansowane, oraz wyjścia – na nagrywarkę i zewnętrzną końcówkę mocy. Pojedyncze, plastikowe terminale głośnikowe nie wzbudziły zaufania, wydawało mi się, że kable zakończone widełkami trudno będzie zainstalować. Jednak w trakcie testów okazało się, że nie taki diabeł straszny – widły idealnie wchodzą od góry, bądź od dołu w specjalne wycięcia. Dodatkowo, dzięki odpowiednim nacięciom, terminale można naprawdę solidnie dokręcić małą monetą. Gniazdo sieciowe IEC jest dwubolcowe. Kilka słów warto również napisać o pilocie, który co prawda nie jest ósmym cudem świata, jeśli chodzi o stylistykę, ale ma kilka poprawiających humor udogodnień. Po pierwsze, delikatnie podświetlane przyciski, co podczas nocnych odsłuchów jest nie do przecenienia, a po drugie istnieje możliwość „nauczenia” go obsługi pozostałych urządzeń naszego systemu.
Waga prawie 20 kilogramów zasugerowała, że jeśli tylko producent nie zmontował wzmacniacza na granitowej płycie, to jego wnętrze powinno zawierać nader ciekawy widok. I po odkręceniu kilkunastu blachowkrętów nie zawiodłem się. Umieszczony centralnie potężny transformator toroidalny przykryty jest czarnym „rondlem”, a straż przednią pełnią niemal 9 centymetrowej wysokości błękitne kondensatory Nichicona o pojemności 15 000 uF każdy. Sekcja przedwzmacniacza gramofonowego oparta jest na Burr Brownach OPA 2134, a za sterowanie głośnością odpowiada zmotoryzowany błękitny Alps, który sygnałem z przedwzmacniacza obdarowuje również wyjście słuchawkowe. Niestety, mnogość regulacji i udogodnień nie idzie w parze z dążeniem do jak najkrótszej drogi sygnału.
Stopień wyjściowy oparto na komplementarnej parze tranzystorów 2SA1390+2SC5171 w sekcji sterowania oraz na trzech parach (na kanał) 2SA1943+2SC5200 w sekcji prądowej. Wszystkie wyprodukowała Toshiba. Dodatkowo wzmacniacz jest monitorowany oraz chroniony przed ewentualnym przegrzaniem i innymi kataklizmami przez układ ALM (Advanced Load Monitoring).
Rewizja wnętrza może odpowiedzieć na pytanie, czy konstruktor odrobił pracę domową i poprawnie zaprojektował układ, ale nie powie nam nic o umiejętnościach „wokalnych”. Wobec czego, żeby przekonać się, co Anthem potrafi, wpiąłem go w tor audio.
Zaczęło się niezbyt ciekawie. Na Ayreonie „01011001”, pomimo deklarowanej przez producenta wręcz zabójczej w domowych warunkach mocy, panował niebywały bałagan i dramatyczny brak czytelności. Fragmenty z 3-4 planami przypominały wjazd na peron Dworca Centralnego pierwszego wakacyjnego pociągu na Hel. Niewyobrażalna ilość przypadkowych dźwięków, z których nie sposób wyłowić jakiejkolwiek przydatnej informacji. Masakra. Podobnie było na „Dark Passion Play” Nightwish, gdzie otwierający album „The Poet and Pendulum” z wokalem Anette Olzon zabrzmiał chropowato i plastikowo zarazem. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że obecna wokalistka dysponuje nieporównywalnie gorszym warsztatem niż jej poprzedniczka (Tarja Turunen), jednak nigdy do tej pory nie zaprezentowano mi jej umiejętności w tak niekorzystnym świetle. W kulminacyjnych momentach z głośników dobiegała sieczka nie mająca nic wspólnego z tym, co zostało zarejestrowane na srebrnych krążkach. Tam gdzie Aaron XX, mój dyżurny Densen DM-10, czy nawet najsłabszy z całej stawki Lavardin IS były w stanie stworzyć ścianę potężnego a zarazem czytelnego dźwięku, Anthem zachowywał się, jakby po prostu nie dawał rady. W chwili desperacji graniczącej ze zwątpieniem, chcąc ulżyć swym (i wzmacniacza) katuszom wyłączyłem ‘tone defeat’ i próbowałem doprowadzić brzmienie wzmacniacza do akceptowalnego poziomu. Niestety próby zakończyły się całkowitą klapą i zrezygnowany powróciłem do „trybu koszernego”. Jeszcze słowo o scenie. Co prawda odnotowałem jej obecność, jednak sięgała co najwyżej dwa plany w głąb, choć rozciągnięcie wszerz można było uznać za znośne. Nie chcąc dłużej znęcać się nad Anthemem za pomocą wybitnie nie pasującego mu repertuaru sięgnąłem po „Throw Down Your Arms” Sinead O’Connor. Jest to krążek potrafiący rozbujać większość znanych mi ponuraków o depresyjnej naturze. Niestety i tym razem Anthem się nie popisał. Bez drajwu, rytmu i komunikatywności reprodukował substytut reggae. To tak jakby z Moniki Bellucci jakiś szalony dietetyk zrobił nadpobudliwy, anorektyczny wieszak niesłusznie pretendujący do miana modelki.
W akcie rozpaczy w odtwarzaczu wylądowała „Gate ved Gate” Kari Bremnes i … „Bocian, bocian, jesteśmy uratowani!” chciało by się zakrzyknąć. Wzmacniacz przeszedł błyskawiczną i zagadkową metamorfozę. W niedużym składzie z audiofilską realizacją zaczął niemalże czarować. Co prawda nie zdobył się na próbę wykreowania realistycznej przestrzeni z precyzyjnie osadzonymi w niej muzykami, jednak odsłuch wreszcie zaczął sprawiać coś na kształt przyjemności. Skoro okazało się, że nie wszystko stracone, poza zmianą repertuaru postanowiłem wykonać jeszcze jedną roszadę i zastąpiłem głośnikowe Slinkylinksy S1 sporo droższymi (i grubszymi) Gabriel Gold Revelation mk I.
Kuracja okazała się na tyle skuteczna, że ponowne włączenie „Dark Passion Play” nie tylko nie bolało, ale przywróciło mi wiarę w kanadyjską myśl techniczną. Nagle okazało się, że Anthem jest zdolny zagrać materiał hard’n’heavy z należytym wykopem, potęgą i brutalnością. Również krytykowana przeze mnie na wstępie plastikowość damskiego wokalu ustąpiła miejsca niemalże dziewczęcej nieśmiałości i słodyczy. Nie przesadzając, słychać też było, że dziewczę jest hoże, płuca ma jak należy i w razie potrzeby potrafi zrobić z nich użytek.
Szybki powrót do repertuaru poprzednio sprawiającego problemy potwierdził moje „nightwishowe” obserwacje. Wszystko brzmiało dobrze i z adekwatną do deklarowanej mocy werwą. Okazało się, że wąskim gardłem systemu nie była integra, a kable głośnikowe, pozbawiające wzmacniacz chęci do życia równie skutecznie, jak koszula z kołnierzykiem za małym o trzy numery. Wreszcie mogłem wygodnie usiąść i w spokoju słuchać płyt od początku do końca.
Mając już „zaliczone” gatunki muzyczne charakteryzujące się różnym natężeniem krzyków i wrzasków postanowiłem dalsze testy prowadzić na bardziej cywilizowanym repertuarze. Beethoven „Symphonie nr.9” (Wiener Philharmoniker/Boehm) rozpoczął z odpowiednim skupieniem, płynnie i powoli, konsekwentnie zwiększając skalę generowanego przez wzmacniacz dźwięku. Jeśli napiszę w tym momencie, że całość zabrzmiała miło, to będę bardzo blisko tego, co wtedy słyszałem. Anthem nie starał się być mistrzem detalu i precyzji. Skupiał się raczej na tworzeniu miłej atmosfery unosząc słuchacza na falach muzyki. Nie był to dźwięk dedykowany audiofilom, lecz skierowany raczej ku melomanom, odbierającym spektakl muzyczny jako całość, a nie jako miliardy detali tą całość tworzących. Podobne odczucia towarzyszyły mi podczas odsłuchu highlightów z „Il Trovatore” Verdiego (Pavarotti/Banaudi/Verrett/Nucci/Mehta). Na scenie brakowało trochę powietrza, ale dalej było miło. Dźwięki dobiegające z głośników mogły stanowić zarówno tło codziennych zajęć, jak i być głównym przedmiotem „nausznych” obserwacji.
Na popie było jeszcze lepiej. Dziewczyny z PCD, Timbaland, Moby czy Madonna to było to, co Anthemowi pasowało najbardziej. Tłusty, lekko zaokrąglony, misowaty bas i praktycznie nieograniczona moc aż się prosiły o rozkręcenie prywatki „jakiej nie przeżył nikt”. W Kanadyjczyku obudził się prawdziwy król sobotniej nocy, mogący napędzić sporą imprezę do białego rana, lub do pierwszej interwencji Straży Miejskiej. Nawet niezbyt wybitne realizacje powodowały lekkie podrygiwanie domowników w rytm muzyki. Nikt nie zawracał sobie głowy finezją, cyzelowaniem dźwięków. Liczył się „fun”. Podobnie było kiedy wzmacniacza używałem podczas projekcji filmów DVD. Pościgi samochodowe, mordobicia i sceny batalistyczne zyskały prawdziwie kinową spektakularność i podstawę basową nieosiągalna dla większości wielokanałowych amplitunerów.
Obcując z Anthemem stopniowo dochodziłem do wniosku, że ciężko mu będzie na polskim rynku audio. Cena lokuje go w gronie nie najtańszych konstrukcji segmentu Hi-Fi przeznaczonych dla audiofilów, jednak jego natura wyraźnie wskazuje na innego odbiorcę. Prawdopodobnie w USA i Kanadzie Integrated 225 trafia najczęściej do „biednych studentów” wynajmujących domki, bądź kilkupokojowe mieszkania, i dzielnie sobie radzi napędzając podłogówki JBL-a, Cerwin Vegi czy Paradigma o rozmiarach zbliżonych do estradowych. Zbudowany jak czołg, łatwy w obsłudze i gwarantujący bezawaryjną pracę przez długie lata, powinien stanowić żelazną pozycję na liście każdej osoby szukającej mocnego pieca, zdolnego napędzić dowolne kolumny. Nie pogardzi nim żaden zbuntowany nastolatek. Niestety polskie realia i kurs złotego w stosunku do dolara lokują go na mało komfortowej pozycji. Całe szczęście marka znajduję się w dystrybucji Polpaku, dzięki czemu recenzowany wzmacniacz ma szansę grać (przynajmniej w salonie firmowym) z kolumnami dobrze pasującymi do niego charakterem i przepisem na brzmienie.
Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski
Szczegółowe dane:
Cena detaliczna: 6512 zł
Dystrybutor: POLPAK POLAND SP. Z O.O
SPECYFIKACJA TECHNICZNA
PRZEDWZMACNIACZ GRAMOFONOWY
Impedancja wejścia: 47 kΩ
Pojemność wejścia: 120 pF
Maksymalny poziom wejścia: 18 mV przy 20 Hz, 140 mV przy 1 kHz, 160 mV przy 20 kHz
Podbicie (przy 1 kHz): 35 dB
Przesłuch (przy 1 kHz): 80 dB
Pasmo przenoszenia RIAA: ±0.5 dB (100 Hz do 20 kHz); -1 dB (20 Hz)
THD+N (przy 1 kHz, 5 mV wejścia): 0.05%
Stosunek Sygnał/Szum (ref. 5 mV przy 1 kHz, filtr IEC-A): 83 dB
PRZEDWZMACNIACZ
Impedancja wejścia: 30 kΩ
Impedancja wyjścia Pre-Out: 560 Ω
Impedancja wyjścia Rec-Out: 100 Ω
Znamionowy poziom wejścia: 1,0 Vrms
Maksymalny poziom wejścia: 7,6 Vrms
Minimalne obciążenie: 5 kΩ
Znamionowy poziom wyjścia (obciążenie 100 kohm): 1,0 Vrms
Maksymalny poziom wyjścia (obciążenie 100 kohm): 7,6 Vrms
Wyjście słuchawkowe: 500 mW przy 32 Ω, 0,03% THD+N
Separacja kanałów (przy 1 kHz): 75 dB
Przesłuchy pomiędzy wejściami (przy 1 kHz): 72 dB
Konfiguracja pinów XLR: Pin 1: Uziemienie, Pin 2: Dodatni, Pin 3: Ujemny
Pasmo przenoszenia: 20 Hz do 20 kHz (+0, -0,1 dB); 1 Hz do 170 kHz (+0, -3 dB)
THD+N (przy mierzonym poziomie wejścia oraz wyjścia): 0,003% (80 kHz BW)
IMD (CCIF przy 15 kHz i 16 kHz): 0,0005%
Stosunek Sygnał/Szum (A-ważone, ref. 2,0 Vrms): 105 dB
WZMACNIACZ
Moc (8 omy, dwa kanały aktywne): 225 W RMS (FTC)
Moc (4 omy, dwa kanały aktywne): 310 W RMS (Short term)
Pasmo przenoszenia: 20 Hz do 20 kHz (+0, -0,15 dB)
Pasmo transferu danych: 1 Hz do 200 kHz (+0, -3 dB)
THD+N: 0,01% przy 1 kHz, 0,03% przy 20 kHz (100 W przy 8 Ω)
Pasmo oddawania mocy: <10 Hz do 100 kHz (+0 -3 dB, 200 W przy 8 Ω)
Współczynnik spadku: 25 V/µs
Headroom: 1,4 dB (8 Ω), 2,8 dB (4 Ω)
Współczynnik tłumienia: 80 przy 1 kHz (dla 8 Ω)
Stosunek Sygnał/Szum (A-ważone, 225 W): 105 dB
Przesłuch: >57 dB (100 Hz do 10 kHz)
Przyrost napięcia: 29 dB
KONTROLA
Częstotliwość fali IR:38 kHz
Polaryzacja wejścia Trigger: Niespolaryzowane
ZASILANIE
Napięcie liniowe: AC 220 - 240V, 50/60 Hz
Pobór mocy: 300 W typowo (maksymalnie 800 W)
WYMIARY
Wysokość: 14,9 cm (z nóżkami)
Szerokość: 43,8 cm
Głębokość: 45,7 cm
Waga: 19,4 kg
System wykorzystany w teście:
Źródła sygnału cyfrowego: CD Pioneer PD-9700; Apple Airport Express
DAC: Stello DA 100 Signature
Wzmacniacz: Densen DM-10
Kolumny: Neat Acoustics Motive One
IC: Antipodes Audio Katipo
IC cyfrowe – Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Monster Cable Interlink LightSpeed 200; Apogee Wyde Eye
Kable głośnikowe: Slinkylinks S1; Gabriel Gold Revelation mk I
Kable zasilające: Garmin; Supra Lo-Rad 3x2,5mm; Audionova Starpower Mk II
Listwa : GigaWatt PF-1 + kabel LC-1