Skocz do zawartości
Wzmacniacze

Linn Majik DSM

Tym razem, w ramach wstępniaka pozwolę sobie na małą retrospekcję. Dawno, dawno temu, czyli lekko licząc będzie jakieś 10 lat, kiedy byłem szczęśliwym posiadaczem nader zgrabnych, acz wrednych, podłogówek Neat Motive 1  (w wersji z odwróconą aluminiową kopułką) coś mnie podkusiło aby spróbować szkockich specjałów i w mojej skromnej samotni pojawili się ówcześni przedstawiciele Linna z budżetowym „kombajnem” Sneaky, oraz nieco bardziej ambitnym Majikiem. Roztaczając już od progu wizję audiofilskiej nirwany jakiej dzięki przyniesionym przez nich, dość niepozornym urządzeniom, dosłownie za chwilę doświadczę sprawnie wszystko podpięli i ... I gdy zagrał przygotowany zawczasu mój ulubiony repertuar nastąpiła taka niezręczna cisza, kiedy wiesz, że nie wypada mówić tego na głos, ale doskonale zdajesz sobie sprawę, że z tej mąki chleba nie będzie. Najwidoczniej i moi goście mieli podobne zdanie, gdyż czym prędzej zastąpili 20W Sneaky’ego jego starszym rodzeństwem. Niestety z niewiele lepszym skutkiem. Nie muszę chyba dodawać, że atmosfera siadła, o euforii można było zapomnieć, więc kurtuazyjnie uznaliśmy, że najwidoczniej „to nie jest ten dzień”. Minęła jednak dekada, technologia nie tyle poszła do przodu, co wręcz wykonała olbrzymi skok i w tzw. międzyczasie zmienił się również przedstawiciel szkockiego wytwórcy, którego reprezentuje obecnie Sieć Salonów Top HiFi & Video Design. Skoro zmiany nie ominęły również mojego systemu, w którym obecnie goszczą Dynaudio Contour 30, uznałem więc, iż nie zaszkodzi empirycznie zbadać jak niepozorna, wszystkomająca, najnowsza odsłona Linna poradzi sobie w nowej rzeczywistości. Tym oto sposobem trafił do mnie Linn Majik DSM.

Linn_Majik_DSM-0001.thumb.jpg.28d63bd05cf71fb06d615d5c2176d7be.jpg Linn_Majik_DSM-0002.thumb.jpg.2e05b6160e5b306410e54bb838cf4376.jpg Linn_Majik_DSM-0003.thumb.jpg.d885bfc3c4d61dd65319f1e56e8b7ab5.jpg

Linn_Majik_DSM-0004.thumb.jpg.e01a6fe6878aab51a4d7c34b2a954a46.jpg Linn_Majik_DSM-0005.thumb.jpg.911443cafdbd857ddfe37c75132dfe5c.jpg Linn_Majik_DSM-0006.thumb.jpg.f5fcd2f79558a90154056243addc7195.jpg

Linn_Majik_DSM-0007.thumb.jpg.cc55d5640b5a8bdd454cd380fb1ce0e3.jpg Linn_Majik_DSM-0008.thumb.jpg.de7194ecac2ce183b61ae1297580f659.jpg Linn_Majik_DSM-0010.thumb.jpg.d4359c03a284eeca5f431c309d9e3a64.jpg

Linn_Majik_DSM-0011.thumb.jpg.2d87088a3af7638a64e13484b3e9eb0f.jpg Linn_Majik_DSM-0015.thumb.jpg.925188fad973ab35b0452ed7ffdf88ed.jpg Linn_Majik_DSM-0018.thumb.jpg.b009da2ce6145d2b05154a43aaedfe32.jpg

Nie powiem, żebym przez ostatnie lata jakoś specjalnie śledził poczynania Linna, jednak patrząc en face na naszego dzisiejszego gościa mam przekonanie graniczące z pewnością, iż tak naprawdę zlokalizowana w Glasgow fabryka, przynajmniej jeśli chodzi o korpusy, unifikację i przywiązanie do tradycji traktuje wręcz obsesyjnie, czyli nie zmienia absolutnie niczego. Mamy zatem do czynienia ze stosunkowo niewielką, aluminiową obudową z lekko wybrzuszonym frontem, w którego centrum umieszczono błękitny wyświetlacz o co najwyżej przyzwoitej czytelności. Owo okno na świat okala wkomponowany w niewielkie wgłębienie prostokątny szyld. To właśnie na nim umieszczono dość śladowe sterowanie w postaci sześciu przycisków. Z lewej strony przycupnęła trójka odpowiedzialna za regulację głośności i jej wyciszenie, za to z prawej mamy włącznik i selektor źródeł. Całość uzupełnia gniazdo słuchawkowe i  wejście liniowe AUX mini jack. Włącznik główny umieszczono od spodu obudowy w okolicach prawego narożnika.
Płytę górną i boki pokrywa gęsta perforacja zapewniająca odpowiednią cyrkulację powietrza chłodzącego pracujące w jej wnętrzu układy. Rzut oka na tylną ścianę dla ortodoksyjnych audiofilów może być nad wyraz szokującym przeżyciem, gdyż bogactwo przyłączy przywodzi na myśl raczej wysoki model wielokanałowego procesora, bądź amplitunera AV a nie stereofonicznej integry li tylko wzbogaconej o obsługę sygnałów cyfrowych i sieci Ethernet. Patrząc od lewej flanki napotykamy zatem (pierwszy) zacisk uziemienia (Linn musi być uziemiony), trójbolcowe gniazdo zasilania IEC, port Ethernet, podwójne złącza firmowej magistrali Exact Link, cztery pary wejść analogowych RCA, z których ostatnie pełni rolę phono i to właśnie nad nim znajdziemy drugi zacisk uziemienia, oraz pojedyncze terminale głośnikowe. W ramach przyjacielskiej rady sugerowałbym zaopatrzyć się od razu w przewody zakończone bananami, gdyż na aplikację widełek przynajmniej ja nie miałem wystarczających pokładów samozaparcia i umiejętności, tym bardziej, iż tak zakonfekcjonowane przewody należy aplikować od dołu, co z kolei wymaga ustawienia Majika tuż przy krawędzi półki, aby uniknąć ewentualnych uszkodzeń bądź terminali, bądź wtyków. Mniejsza jednak z tym, gdyż najwyższy czas przejść do sekcji cyfrowej, która obejmuje cztery wejścia i jedno wyjście … HDMI, trzy wejścia i wyjście koaksjalne SPDIF, oraz podobny set Toslinków. Prawdę powiedziawszy nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby komuś czegokolwiek zabrakło, chociaż … w ferworze walki z materią Szkoci zapomnieli o interfejsie USB. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę fakt, że komputer Linna odnajdzie po Ethernecie a streamera nie będziemy dodatkowego podpinali, skoro odpowiedni moduł został już w Majiku zaimplementowany, to nie będę ww. problemu dłużej roztrząsał.
Jeśli chodzi o funkcjonalność i parametry, to sytuacja przedstawia się „po japońsku”, czyli „jako-tako”. Chodzi bowiem o to, iż pomimo ewidentnego nastawienia na granie z plików i obsługę mediów cyfrowych Linn wydaje się ignorować otaczającą go rzeczywistość, uznając, że świat zatrzymał się gdzieś w okolicach pierwszej dekady XXI w. i do pełni szczęścia odbiorcom wystarczy kompatybilność na poziomie max. 192 kHz/24 bit. Niby zdaję sobie sprawę, że Ivor Tiefenbrun ma dar przekonywania, gdyż przynajmniej jego poprzedni rodzimi przedstawiciele reprezentowali skrajne oddanie i ślepą wiarę w głoszone przez Niego prawdy objawione (m.in. tę o śmierci formatu CD), jednak nie każdy jest aż tak podatny na uroki kultu jednostki. Ja w każdym bądź razie z chęcią widziałbym nieco większą uniwersalność, nawet kosztem złącz wizyjnych. Kolejną kwestią są osiągi tytułowego all’in’one’a, który zgodnie z deklaracjami producenta może pochwalić się, dzięki implementacji modułów Chakra Power, całkiem sensowną mocą 90W na kanał. Warto mieć jednak na uwadze, iż jest to wartość dla 4 Ω, plus trzeba na nią patrzeć z pewnym przymrużeniem oka. Powód takiego stanu rzeczy widnieje tuż przy gnieździe zasilającym i dotyczy informacji, iż Majikowi do pełni szczęścia w zupełności wystarczy 115W, co nawet przy zasilaniu impulsowym Dynamik, którego Linn jest wiernym orędownikiem, wskazuje na zaskakujący optymizm i kreatywność działu promocji.
Już dosłownie na sam koniec części aparycyjno-użytkowej zostawiłem wielce intrygującą i autorską funkcjonalność naszego dzisiejszego gościa, czyli „optymalizację przestrzeni -„Linn Space Optimisation” na zabawę z którą napaliłem się niczym szczerbaty na suchary. Okazało się jednak, iż biblioteka dostępnych modeli dziwny zbiegiem okoliczności nie obejmuje moich aktualnych kolumn, serię Contour kończąc na dość wiekowych S 3.4 i S 5.4. Mówi się trudno. Może innym razem. Na otarcie łez pozostała dobra wiadomość – obsługa z poziomu dedykowanej aplikacji Linn Kazoo, która jest po prostu wzorem dla konkurencji, co poniekąd mogę potwierdzić dzięki codziennemu z niej korzystaniu wynikającemu z faktu, iż świetnie dogaduje się z moim dyżurnym Luminem U1 Mini. Agreguje wszystkie serwisy streamingowe, platformy internetowych rozgłośni radiowych i dostępne w domowej sieci serwery NAS.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż zamiast kombinować z kompensacją zastanej akustyki mogłem potraktować Majika jak większość mu podobnych kombajnów. I od razu na wstępie trzeba przyznać Szkotom rację, gdyż pomysł implementacji we/wyjść HDMI okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Po prostu Linn mógł pełnić rolę pełnokrwistego i zarazem jedynego „Króla puszczy” integrując i zarządzając całym multimedialnym rozgardiaszem. Wystarczyło bowiem podpiąć do niego biegnącą od dekoderów kablówki, satelity, konsol, odtwarzaczy BR, itp. plątaninę kabli, by następnie wyjść już pojedynczym przewodem HDMI do TV i wreszcie mieć spokój z ciągłym przełączaniem i sprawdzaniem czemu coś nie działa, chociaż jeszcze dzień wcześniej działało.
Miało być jednak o dźwięku. No to proszę. Po pierwsze muzykalność. Spokojnie takie hasło mogłoby widnieć na kartonach w jakich dostarczane są szkockie urządzenia, bowiem już od pierwszych taktów słychać, że Majik DSM nigdzie się nie spieszy a i nas samych zachęca do zwolnienia tempa. Lepiej wygodnie rozsiąść się przy kominku, nalać sobie lampkę jakiegoś „popepszacza percepcji” z którejś z pobliskich Glasgow destylarni (albo lokalnej Glasgow 1770 Triple Distilled Release No.1) niż uczestniczyć w bezrefleksyjnym wyścigu szczurów. Przechodząc od ogółu do szczegółu warto podkreślić, iż niejako w DNA Linna wpisany jest brak nawet najsłabszych oznak nerwowości. Zamiast nich otrzymujemy bowiem pełną kontrolę nad emocjami, która początkowo może być brana za swoiste dystansowanie się urządzenia od rozgrywających się na scenie wydarzeń, ale przy dłuższym poznaniu wychodzi na jaw, iż jest to raczej stoicki spokój i daleko posunięta neutralność. Co ciekawe nawet mocno przetworzone wokalizy na pulsującej zaraźliwym rytmem „Heaven and Earth” Kamasi Washingtona po przepuszczeniu przez Linna miały w sobie zaskakująco dużo krągłości i wybitnie analogowej konsystencji. Również towarzyszące artyście instrumentarium  kreślone jest na całkiem obszernej scenie zauważalnie grubszą aniżeli mam na co dzień kreską, przez co całość nabiera znamion solidności i stabilności. Może traci na tym pewna eteryczność i zwiewność przekazu, ale przynajmniej na tych pułapach cenowych taki kompromis jest jak najbardziej akceptowalny.
Cale szczęście wszelakiej maści nagrania dokonywane we wnętrzach o zdecydowanie żywszej od studyjnej akustyce, jak daleko nie szukając dyżurne „Monteverdi - A Trace of Grace” Michela Godarda i „En el amor” Natašy Mirković sprawiały, że trudno było oderwać się od odsłuchu. Linn tworzył bowiem swoisty mikrokosmos, w którym egzystowaliśmy tyko my i otaczająca nas muzyka, a poza ową „magiczną bańką” była nieprzenikniona czerń. To taki charakterystyczny, skupiony sposób prezentacji, za który jedni dadzą się pokroić a inni tylko wzruszą ramionami i pójdą szukać zdecydowanie bardziej spektakularnych doznań.
I w tym momencie dochodzimy do kwestii preferencji repertuarowych naszego dzisiejszego bohatera, które de facto są zbieżne z ofertą witryny Linn Records, gdzie króluje klasyka, jazz i pochodne im wariacje wokalno-instrumentalne, za to Rock jedynie nieśmiało przemyka opłotkami a cięższych jego odmian nie ma wcale. Jest to moim zdaniem całkiem czytelna wskazówka dla ewentualnych nabywców Majika DSM i w tym momencie pozwolę sobie jej nie rozwijać. Dodam tylko od siebie, że fani gitarowych riffów, perkusyjnych blastów i pierwotnego growlu powinni do tytułowej multimedialnej integry podchodzić z pewną ostrożnością, gdyż nie wszystkim do gustu może przypaść ucywilizowanie przekazu, jaki szkocki kombajn może im zaproponować. Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest estetyka doom-metalu, gdzie dodatkowa dostojność i monumentalizm są wodą na młyn takich dzieł, jak „Forest Of Equilibrium” formacji Cathedral. A jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż Linn zdecydowanie bardziej woli grać nieco głośniej, niż ciszej, dzięki czemu poprawia się jego dynamika tak w skali mikro, jak i makro, to przy odpowiednio przemyślanej konfiguracji efekt finalny może okazać się wielce satysfakcjonujący.

Linn Majik DSM to nad wyraz ciekawa propozycja dla wszystkich poszukujących wygody, intuicyjnej ergonomii i maksymalnej integracji, przy jednoczesnym braku poczucia obowiązku gonienia za najnowszymi formatami i chęci imponowania ogromem mocy. A jeśli tylko uda nam się do niego dobrać kolumny przez szkockich speców pomierzone i dodane do biblioteki „Linn Space Optimisation”, to i z niezbyt przyjazną akustyką docelowego pomieszczenia w jakim przyjdzie mu zagrać poradzimy sobie dosłownie kilkoma kliknięciami.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Acrolink MEXCEL 7N-PC 9900
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stopy antywibracyjne: Finite Elemente Cerabase compact, Cerapuc, Ceraball
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM

Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 13 499 PLN

Dane techniczne
Obsługiwane formaty plików: AAC, AIFF, FLAC, MP3, OGG, WAV, WMA (z wyjątkiem losless)
Obsługiwane parametry sygnałów cyfrowych: max. 192 kHz/24 bit
Wejścia cyfrowe: Ethernet, 4xHDMI, 3xToslink, 3xSPDIF
Wejścia analogowe: 4 pary RCA, 3,5mm Stereo
Wyjścia cyfrowe: 2xExakt Link, HDMI, Toslink, SPDIF
Wyjścia analogowe: Pre Out, Line Out, 3,5mm słuchawkowe
Standard HDMI: HDMI 2.0 4K @ 60 Hz 4:4:4; HDCP 2.2; HDR; ARC, CEC
Moc wyjściowa: 2x90W / 4 Ω
Zniekształcenia THD: <0,002%
Odstęp S/N: >110dB
Wymiary (S x W x G): 381 x 91 x 355 mm
Waga: 4.9 kg

Data dodania




Sezon festiwali 2025 nadchodzi – i będzie się działo!

Jeśli czujesz, że zbliżające się lato to nie tylko czas krótkich spodenek i lodów na patyku, ale przede wszystkim muzyka na żywo, śpiew pod sceną i ten specyficzny kurz unoszący się nad festiwalowym polem – to znaczy, że wiesz, co dobre. Bo sezon koncertów plenerowych i festiwali muzycznych w Polsce to coś, co fani dźwięków świętują niemal jak narodowe święto. A 2025 rok zapowiada się naprawdę kozacko. Zaczynamy klasykiem – Męskie Granie. To nie tylko seria koncertów, to zjawisko kulturowe,

AudioNews
AudioNews
Felietony

Laudberg M1

O ile w High-Endzie sky is the limit, czyli ceny już dawno poszybowały daleko poza Układ Słoneczny, tak w tzw. budżetówce da się zaobserwować zdecydowanie bardziej optymistycznie nastawiający do życia trend. Otóż okazuje się, iż wbrew pozorom i rozsiewanemu defetyzmowi o dramatycznym spadku jakości dostępnych na rynku towarów parafrazując szkoleniowców naszych boiskowych kopaczy nawet w segmencie zaskakująco niskich cen „nie ma słabych drużyn”. Po czym wnoszę? A po reprezentantkach do teraz zupe

Fr@ntz
Fr@ntz
Kolumny

SilentPower prezentuje OMNI LAN: Stworzony przez perfekcjonistów dla purystów

Southport, Wielka Brytania – SilentPower, marka-córka iFi audio – pioniera w dziedzinie innowacji audio oraz komponentów o wysokiej wydajności – z dumą ogłasza premierę OMNI LAN – optycznie izolowanego przełącznika sieciowego stworzonego z myślą o wymagających purystach, dla których liczy się najczystsze możliwe doświadczenie audiowizualne. Nawet najbardziej zaawansowane systemy AV mogą zostać niezauważalnie ograniczone przez jeden, często pomijany element – standardowy przełącznik sieciowy. S

audiostereo.pl
audiostereo.pl
Nowości | Testy | Inne 1

Czy muzyka stała się tylko tłem?

Wchodzisz do kawiarni – w głośnikach leci „coś”, czego nie rozpoznajesz, ale rytm buja. Włączasz Spotify – ładujesz playlistę „Chill Beats to Study/Work/Exist To”. Jedziesz autobusem – ktoś obok słucha lo-fi przez słuchawki z przeciekającym basem. Słuchamy więcej niż kiedykolwiek, ale... czy naprawdę słuchamy? Jeszcze dwie dekady temu kupowało się płytę po długim oczekiwaniu na premierę. Otwieranie opakowania, czytanie wkładki, poznawanie tekstów – to był rytuał. Dziś? Kliknięcie „play” i s

audiostereo.pl
audiostereo.pl
Felietony

Wardruna wraca do Polski – koncert we Wrocławiu już 27 listopada!

Pisaliśmy już wcześniej o fenomenie Wardruny – zespole, który w naszym odczuciu nie tyle gra muzykę, co tworzy mosty między światem dawnym a współczesnym, między tym co duchowe, a tym co głęboko osadzone w naturze. I oto niespodzianka: ten wyjątkowy projekt znów zagra w Polsce! Czwartek, 27 listopada 2025 / Hala Stulecia, Wrocław Po dwóch latach przerwy norweska Wardruna powraca do naszego kraju, by w zabytkowej Hali Stulecia zaprezentować materiał ze swojego najnowszego albumu Birna.

AudioNews
AudioNews
Felietony


Opinie użytkowników

Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia



Gość
Ta zawartość jest zamknięta i nie można dodawać komentarzy.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.