Śmiem twierdzić, iż sprawca dzisiejszego zamieszania zarówno dla złotouchej braci, branży pro-audio, jak i osób niemalże zupełnie audio niezainteresowanych może nie jest synonimem słuchawek, jak dla starszego pokolenia Elektrolux odkurzacza, bądź Adidas obuwia sportowego, lecz jego rozpoznawalność na głowę bije Grado, Koss-a, czy Audio-Technicę. Dlatego też z niekłamaną radością przyjąłem propozycję rodzimego opiekuna marki – Aplauz Audio, wzięcia pod lupę jednych z ciekawszych i przynajmniej nomenklaturowo profesjonalistom dedykowanych konstrukcji. Mowa bowiem o słuchawkach Sennheiser HD 490 PRO Plus na których test serdecznie zapraszam.
Jak powyższa galeria pokazuje 490-ki do odbiorcy końcowego docierają w dość standardowych rozmiarów i stonowanej – dalekiej od usilnego złapania za oko, estetyce kartonowym pudełku. W jego wnętrzu czeka nas jednak miła niespodzianka, gdyż zamiast spodziewanej kartonowej / plastikowej wytłoczki znajdziemy eleganckie, sztywne materiałowe etui wręcz idealne do przechowywania słuchawek w domowych pieleszach, jak i świetnie zabezpieczające nauszniki przed trudami podróży. A to nie koniec dobrych wiadomości, gdyż dostarczona na testy- nieco droższa od podstawowej opcja „plus” oprócz licencji do DearVR MIX-SE firmy Dear Reality (przeznaczona do DAW - symuluje starannie zaprojektowaną akustykę idealnych studiów miksujących ) i dodatkowej pary pad-ów oferuje również dodatkową poduszkę pałąka i dwa (180 cm + 300cm – oba mini XLR/Jack 3,5 mm z przejściówkami na 6,3mm) przewody sygnałowe. Wersja tańsza uszczuplona jest z kolei o dłuższy przewód i futerał. Jeśli zaś chodzi o same słuchawki, to pomimo zastosowania korpusów muszli z tworzywa sztucznego całość prezentuje się nadspodziewanie solidnie i co tu dużo mówić budzi zaufanie. Spora w tym zasługa metalowych siatek chroniących 38 mm przetworniki i szerokiego metalowego pałąka zapewniającego wysoce satysfakcjonującą stabilność mechaniczną. Muszle są spore, owalne i bezdyskusyjnie wokółuszne – nawet dla posiadaczy pokaźnych małżowin. Użytkownik zyskuje możliwość wyboru pod którą (muszlę, nie małżowinę) z nich wepnie uzbrojony w 4 pinowy wtyk mini XLR przewód. Oznaczenie kanałów jest intuicyjne i czytelne a fabrycznie zamontowane welurowe pady szalenie komfortowe. A właśnie, na wyposażeniu są jeszcze opcjonalne – wykończone płóciennopodobną tkaniną o zdecydowanie twardszej charakterystyce. Pod względem elektrycznym mamy do czynienia z konstrukcjami otwartymi o skuteczności 105 dB SPL i impedancji 130 Ω, więc lepiej zapobiegliwie zaopatrzyć się w jakiś, nawet kieszonkowy (w stylu ifi GO blu) wzmacniacz/DAC, bo ze smartfonem o synergii raczej można zapomnieć. Z drugiej strony powyższe dywagacje powoli przybierają niejako czysto akademicki charakter, gdyż wśród smartfonów wybór modeli w gniazdo słuchawkowe wyposażonych topnieje równie szybko co arktyczne lodowce.
No dobrze, skoro jakość wykonania nie rozczarowuje a cena (1 799 - 2 149 PLN) nie przyprawia o stan przedzawałowy, najwyższa pora założyć Sennheisery HD 490 PRO Plus na czerep i na własne uszy przekonać się co potrafią. Jednak zanim zajmę się rozbijaniem każdego zagranego przez nie dźwięku na atomy pozwolę sobie na kilka słów o ich ergonomii i różnicach wynikających z wykorzystania obu wersji padów. I … nie da się ukryć, iż 490-ki zarówno dzięki swojej „muszej” wadze 260 g oraz idealnemu rozłożeniu masy / sprężystości pałąka są jednymi z najwygodniejszych konstrukcji z jakimi na przestrzeni ostatnich kilku-nastu / -dziesięciu lat dane mi było obcować. Świetną robotę robi wcięcie w poduszce pałąka, przez co ciężar rozkładany jest na dwa punkty i nie uciska czubka głowy. Dodatkowo welurowe pady wypełniają miękkie pianki z efektem pamięci, więc komfort ich użytkowania oceniam jako wzorowy. Z kolei materiałowe zamienniki są wyraźnie twardsze i jakby tego było mało, nieco uprzedzając fakty, ukierunkowują brzmienie słuchawek w stronę bezwzględnej liniowości i analityczności, co może w studiach nagraniowych będzie wielce pożądane, jednak dla mnie takie puszczanie oka w kierunku znanej i niekoniecznie lubianej estetyki zapamiętanej z przygód z kilkoma modelami Ultrasone jasno dało do zrozumienia, że jednak pozostanę przy bliższym własnym preferencjom welurze.
I to właśnie w ww. „welurowych” wdziankach 490-ki przez lwią część testów pracowały. A pracowały ciężko, gdyż ostatnimi czasy świetnych albumów w me ręce / na playlisty trafiło tyle, że praktycznie coś zawsze u mnie grało od bladego (przed)świtu, czyli mniej więcej od 5-ej rano do mniej więcej północy. Dlatego też po standardowej kilkudziesięciogodzinnej rozgrzewce (przebieg dostarczonego egzemplarza był mi nieznany) przeszedłem do właściwej fazy testowej. I … I aż mi się łezka w astygmatycznym oku zakręciła, gdyż sygnatura tytułowych „Zenków” przypomniała mi stareńkie (świeć Panie nad ich duszą) HD600, które przed ćwierćwieczem nabył wraz z „procesorem” Lucas-a (który całe szczęście jeszcze się ostał) i często użyczał mój teść. Mamy zatem do czynienia z szalenie angażującą prezentacją, gdzie pierwszy plan onieśmiela namacalnością a jednocześnie daleki jest od zbytniego przegrzania oraz pakowania się słuchaczom nie tylko na kolana, co do samej głowy. Precyzja ogniskowania źródeł pozornych jest wzorcowa – zachowuje równowagę pomiędzy laserową precyzją a naturalną obłością, więc krawędzie nie tną po uszach a faktury nie przypominają wystawowych trybów demonstracyjnych współczesnych TV, lecz zarazem daleko jej od ekspresjonistycznych, onirycznych plam przez pryzmat których większość wykonawców upodabnia się do … Muminków. W rezultacie uzyskujemy świetne różnicowanie jakości serwowanego materiału – zarówno bez jego asekuracyjnego uśredniania, jak i bestialskiego piętnowania potknięć. Niemniej jednak Sennheisery wolą grać materiał lepiej aniżeli gorzej zrealizowany. Tym samym potrafią docenić jeśli ktoś nad danym krążkiem „posiedział”, a i sami wykonawcy zaliczają się do światowej „ligi mistrzów”. Dlatego tez odsłuch „Terra Mater” w wykonaniu Maleny Ernman, L'Arpeggiaty i Christiny Pluhar śmiało można było uznać za referencyjny. Zjawiskowe wokale, naturalne instrumentarium i onieśmielające swą kubaturą wnętrza opactwa benedyktynów – L’Abbaye de Saint-Michel en Thiérache sprawiły, że o obecności słuchawek na głowie nie tylko zapomniałem, co z ich pomocą przeniosłem się do Francji i zasiadając w jednej z kościelnych ław mogłem mieć cały spektakl niemalże na wyciągnięcie ręki. Uwagę zwracała wysokich lotów gradacja planów i budowa w pełni trójwymiarowej (a więc również różnicowanej w domenie wysokości) sceny oraz wielce naturalna aura pogłosowa. Reprodukcja barw również zasługiwała na superlatywy, choć bliżej im było do prawdomównej naturalności aniżeli „robionego” nieco pod publiczkę podkręcenia suwaka saturacji. Z drugiej strony taka transparentność pozwala na modelowanie brzmienia stosownym okablowaniem, bądź poprzez dobór odpowiedniej amplifikacji, więc użytkownicy mają w tej kwestii spore pole do popisu.
Bas również oscyluje wokół zdroworozsądkowego kompromisu pomiędzy chrupkością a mięsistością, więc nie jest ani nazbyt analityczny ani nie cierpi na nawet śladową nadwagę, co „basolubne” jednostki powinny wziąć pod uwagę i ewentualnie co nieco „dodać od siebie” sięgając bądź to po programową, bądź sprzętową equalizację. Dla mnie osobiście było to granie w punkt i nijakich poprawek dokonywać nie musiałem. Podobnie i z przeciwległym skrajem pasma, który ceniłem za otwartość, rozdzielczość i delikatne, niemalże niezauważalne, dosłodzenie, przez co nawet wysokie rejestry solistek w trakcie kilkugodzinnych sesji nie powodowały fatygi i zmęczenia.
Zmiana repertuaru na stawiający zdecydowanie wyższe wymagania tak od toru, jak i samego odbiorcy, czyli sięgnięcie po metalcore’owy „Shame On Me” Catch Your Breath pokazało, że również i z pozorną kakofonią tytułowym słuchawkom za pan brat. Z niezwykłą swobodą oddają bowiem zarówno brud gitarowych riffów, uderzającą z siła młota pneumatycznego stopę, czy krzyki i wrzaski wokalisty, by po chwili pieścić zmysły soczystymi i mięsistymi partiami klawiszy i już czystymi wokalizami. Nie boją się przy tym karkołomnych linii melodycznych i brutalnych spiętrzeń dźwięków pokazując, że i w tak ekstremalnych warunkach zachowują pełną kontrolę nad reprodukowanym materiałem. I tu drobna uwaga natury użytkowej. Otóż, po im cięższy gatunkowo materiał będziemy sięgali, tym większą atencją warto otoczyć jakość jego realizacji, gdyż może i 490-ki nie będą czuły się w obowiązku każde potknięcie i niedociągnięcie piętnować, jednak proszę nie oczekiwać, iż tego typu anomalie zachowają dla siebie, bądź same z siebie coś poprawią, czy wręcz wyczarują. O nie, tu właśnie pieczę nad prawdomównością dzierży ich profesjonalny rodowód, więc wszelakie oznaki kompresji, niechlujny mix, czy też wypłaszczenie / spłycenie sceny oraz podobne im „kwiatki” słychać będzie doskonale. I choć finalną ocenę Sennheisery zostawią odbiorcy, to proszę mi wierzyć na słowo a najlepiej samemu się przekonać, że po kilku podejściach do tematu niejako z automatu sami będziemy dokonywać stosownej selekcji na wejściu, gdyż najnormalniej w świecie szkoda będzie czasu na kiepskie nagrania.
W ramach podsumowania stwierdzę jedynie, iż z powodzeniem mógłbym Sennheisery HD 490 PRO Plus z racji ich uniwersalności pozostawić u siebie na stałe, w dodatku jako jedyne - w pełni satysfakcjonujące – spełniające moje słuchawkowe wymagania nauszniki. Z aspektów czysto użytkowych warto jednak mieć na uwadze, iż są to konstrukcje otwarte a więc praktycznie transparentne akustycznie, więc jeśli szukacie słuchawek o jakiejkolwiek izolacji akustycznej od otoczenia, to ten model owych wymagań nie spełni. Jeśli jednak odsłuchy prowadzicie we względnie cichych warunkach a i reszcie domowników/współpracowników po drodze z Waszym repertuarem, to nauszna weryfikacja możliwości / zakup 490-ek jest jak najbardziej wskazany. Krótko mówiąc są to świetne tak pod względem budowy, jak i przede wszystkim oferowanej jakości dźwięku i przy tym zaskakująco rozsądnie wycenione słuchawki w pełni zasługujące na rekomendację.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Aplauz Audio
Producent: Sennheiser
Cena: 1 799 PLN; 2 149 PLN (wersja Plus – etui, dodatkowa poduszka pałąka, 3m przewód, licencja na wtyczkę DearVR MIX-SE Dear Reality)
Dane techniczne
Konstrukcja: przewodowe, wokółuszne, otwarte, dynamiczne
Przetworniki: Dynamiczne o średnicy 38 mm, neodymowe magnesy
Pasmo przenoszenia: 5 - 36000 Hz
Poziom ciśnienia akustycznego (SPL): 28 dB SPL (1 kHz 5 % THD)
Czułość: 105 dB SPL (1 kHz/1 Vrms), 96 dB SPL (1 kHz/1 mW)
Impedancja: 130 Ω (1 kHz)
Zniekształcenia harmoniczne (THD): <0,2% (1 kHz, 100 dB SPL)
Złącze: mini XLR/Jack 3,5 mm + przejściówka na 6,3 mm
Przewód: 1,8 m + 3m
Waga: 260 g (bez kabla)