Skocz do zawartości
Słuchawki

Audio-Technica ATH-DSR7BT

Po eksploracji katalogów świetnie sobie radzących, lecz niewątpliwie dopiero aspirujących do miana pełnoprawnych pierwszoligowych graczy w rozgrywkach słuchawkowych producentów najwyższy czas skierować wzrok ku tzw. majorsom, czyli starym wyjadaczom. Z jednej strony sięgając po ich wyroby mamy bowiem pewność, że szansa na trafienie ewidentnego bubla jest bliska zeru, lecz z drugiej wieloletnie rezydowanie na piedestale sprzyja pewnej jeśli nie opieszałości, to na pewno zachowawczości i ostrożności we wprowadzaniu jakichkolwiek rewolucyjnych rozwiązań. O ile jednak mali producenci gotowi są rzucić na szalę wszystkie karty o tyle najwięksi, korporacyjni gracze zdecydowanie bardziej preferują rozwój na drodze ewolucji a nie rewolucji. Jednak życie zdążyło nas nauczyć, że i od powyższej reguły bywają odstępstwa, gdyż posiadając rozbudowany i korzystający z najnowocześniejszych zdobyczy techniki dział R&D trudno taki uśmiechu losu ignorować i nie próbować od czasu do czasu zatrząść rynkiem. Tym oto sposobem dochodzimy do bohatera niniejszego testu, czyli powstałych w laboratoriach japońskiego koncernu Audio-Technica słuchawek ATH-DSR7BT, które sam producent otwarcie określa mianem rewolucyjnych.

 

ccs-2651-0-79359700-1493926784_thumb.jpg ccs-2651-0-34364500-1493926785_thumb.jpg ccs-2651-0-84568500-1493926785_thumb.jpg

ccs-2651-0-34025200-1493926786_thumb.jpg ccs-2651-0-21218400-1493926787_thumb.jpg ccs-2651-0-65666500-1493926787_thumb.jpg

ccs-2651-0-19632800-1493926788_thumb.jpg ccs-2651-0-74753100-1493926788_thumb.jpg ccs-2651-0-18147300-1493926789_thumb.jpg

ccs-2651-0-91615600-1493926790_thumb.jpg ccs-2651-0-40725100-1493926791_thumb.jpg ccs-2651-0-94549600-1493926791_thumb.jpg

 

I o co tyle krzyku? Że niby ATH-DSR7BT są bezprzewodowe i dogadują się ze źródłami sygnału po Bluetooth jak nieprzebrane mrowie konkurencji? Przewrotnie powiem, że i tak i nie, gdyż tytułowe nauszniki co prawda komunikują się poprzez Bluetooth, lecz robią to niejako po swojemu i nie da się ukryć, że robią to … lepiej. Sprawcą całego zamieszania jest w tym przypadku autorski system Pure Digital Drive™, dzięki któremu oryginalny sygnał cyfrowy przekazywany jest ze źródła wprost do membran przetworników i to z pominięciem układu konwersji cyfrowo-analogowej. Czyli przekładając to na język polski Audio-Technici swoje brzmienie … uniezależniły od jakości źródła. Utopia? Marketingowa mowa-trawa? Tym razem niekoniecznie, gdyż sygnał pozostaje w cyfrowej postaci od źródła aż do samych 45 mm przetworników True Motion Drivers, którymi steruje dedykowany chipset Dnote. W rezultacie przy bezprzewodowym połączeniu słuchawki obsługują sygnał do 48kHz/24 bity a gdy użyjemy przewodu USB parametry osiągają 96 kHz/24 bity. Przynajmniej na papierze wygląda to nieźle, nieprawdaż? Zanim jednak nausznie zweryfikujemy szumne deklaracje producenta trochę tytułowe słuchawki pomacajmy.

Choć ATH-DSR7BT mają nazwę równie łatwą do zapamiętania jak zapisanie, o wymówieniu nie wspominając, przez obcokrajowca Grzegorz Brzęczyszczykiewicz na pierwszy rzut oka prezentują się całkiem zwyczajnie. To nad wyraz stonowane wzorniczo, pozbawione błyszczących powierzchni średniej wielkości konstrukcje nauszne. Japończycy co prawda twierdzą, że wokół uszne, lecz w moim przypadku niestety mija się to z prawdą. Użyte plastiki mają satynowe wykończenie a ich jakość nie daje żadnych powodów do marudzenia, tym bardziej, że podczas kilkunastodniowego użytkowania nie odnotowałem nawet najmniejszych tendencji do trzeszczenia, czy skrzypienia a mój czerep przecież do najmniejszych nie należy, więc mechanicznie słuchawki dostawały nieźle w kość. Zarówno pady, jak i wyściółkę pałąka pokryto sztuczną skórą i wypełniono miękką, pianką z funkcją pamięci.

Na obrzeżu lewej muszli umieszczono regulację głośności, ukryte pod zaślepką gniazdo USB i mini pad umożliwiający nawigację i odbieranie/zawieszanie połączeń. W roli interfejsu wykorzystano trzy niewielkie diody informujące m.in. o statusie pracy, poziomie naładowania wewnętrznych akumulatorów, czy też aktualnie używanym kodeku. Po odgięciu zawieszenia naszym oczom ukazuje się otwór umożliwiający reset słuchawek. Warto zwrócić jeszcze uwagę na umieszczone już na pałąku pole do parowania metodą NFC. Rant prawej muszli z kolei przeznaczono na włącznik główny.

 

No dobrze. Pomacaliśmy, dokonaliśmy małej, na szczęście czysto wirtualnej wiwisekcji trzewi, więc najwyższy czas sprawdzić jak to co widać przekłada się na to jak słychać. A słychać nie tylko sporo, co jak na bezprzewodówki nad wyraz dobrze. Patrząc na temat globalnie, czyli z perspektywy konwencjonalnego rodzeństwa nie da się ukryć, że konstruktorom udało się zachować firmową, charakterystyczną szkołę brzmienia. Mamy zatem do czynienia z wyśmienitą może nie tyle detalicznością, co rozdzielczością, dzięki czemu ATH-DSR7BT okazują się zdecydowanie mniej bezwzględne dla gorszej jakości nagrań niż np. testowane w zeszłym roku ATH-A990Z. Dodatkowo mamy zamiast przesuniętej ku górze równowadze tonalnej środek ciężkości ustawiony nieco niżej aniżeli w idealnym zerze. W rezultacie „taneczne” kawałki w stylu składanki umieszczonej na ścieżce dźwiękowej „Fast & Furious 8” przyjemnie masują ... trzewia. To co prawda taka niewinna metafora przy odsłuchu słuchawkowym, gdy ciśnienie akustyczne dociera tylko do naszego narządu słuchu, ale mózg robi swoje, więc kategoryzuje bas jako mięsisty – z gatunku tych masujących. Góra pasma jest czytelna, wyraźna i wystarczająco selektywna, jednak pozbawiona tendencji do podkreślania sybilantów, co jest niejako gwarancją długich i komfortowych sesji. Pomiędzy ww. skrajami jest oczywiście jeszcze sugestywnie wypchnięta średnica. Wokale podane są zatem blisko, aczkolwiek bez zbytniej poufałości i ofensywności. Nikt nam nie tylko nie próbuje pakować się na kolana, co czasem przy odsłuchu słuchawkowym ma miejsce, jak i nie majstruje językiem przy uszach. Pełna kultura.

Jednak o ile przy mainstreamowym POP-ie (?) Audio-Technici wypadają co najmniej dobrze, to pełnię swoich możliwości pokazują na zdecydowanie bardziej wymagającym repertuarze. Wystarczy bowiem sięgnąć po prog-metalowy, czasami wręcz nieprzyzwoicie pompatyczny „The Source” Ayreon, by na własnej skórze przekonać się co potrafią zdziałać firmowe patenty inżynierów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Od pierwszych zakręconych jak domek ślimaka taktów słychać bowiem nie tylko świetną kontrolę nad pełnym pasmem, co swobodę i dynamikę, jakiej mogłyby tytułowym nausznikom pozazdrościć niejedne konwencjonalne słuchawki. Dodając do tego ponadprzeciętną umiejętność sugestywnego przedstawienia wieloplanowości i naprawdę mocno zagmatwanej warstwy instrumentalnej trudno będzie znaleźć jakiekolwiek „ale”. W dodatku nieco ocieplone, dopalone pod względem saturacji barwy sprawiają, że niejako w gratisie otrzymujemy świetną muzykalność i po prostu najzwyczajniejszą przyjemność odbioru. Proszę przy tym nie zapominać o wspominanej wcześniej rozdzielczości. To nie jest milusie zmiksowane, jedwabiste i mdłe nie wiadomo co, tylko prawdziwa muzyka i to przez duże „M”. Jeśli trzeba jest bowiem i pazur i zadziorna chropawość a atak ma swój kontur i twardość.

Scena może nie oszałamia swoją rozpiętością a i przestrzeń spokojnie określić możemy mianem „teatralnej”, lecz bądźmy szczerzy – „akermańskich stepów” szukać możemy za wielokrotność kwoty oczekiwanej przy kasie za Audio-Technici i to głównie wśród konstrukcji nie tylko otwartych, co planarnych. No może z wyjątkiem Finali Sonorus X, ale teraz zajmujemy się słuchawkami za 1,7 kPLN a nie 20 kPLN, więc lepiej przestać bujać w obłokach i zejść na ziemie. Co ciekawe nawet najmniejszych uwag, co do przestrzenności nie miałem za to na surowym, mrocznym i cudownie oderwanym od współczesności albumie „Runaljod – gap var Ginnunga” norweskiej formacji Wardruna. Ulewny deszcz i odgłosy przetaczającej się burzy są bowiem tak realne, że podświadomie nie tylko spoglądamy za okno, co sięgamy po sztormiak. Jeśli dodamy do teko pulsującą niczym serce ziemi partię bębna, przywodzące na myśl atak barbarzyńców w „Gladiatorze” kozie rogi a także perkusjonalia w postaci drewienek i … kości robi się na tyle baśniowo, że do pełni szczęścia wcale nie potrzeba dodatkowych „popepszaczy percepcji” w postaci zamorskich destylatów.

 

Czyżbyśmy zatem mogli uznać Audio-Technici ATH-DSR7BT za konstrukcje pozbawione wad? Pod względem brzmieniowym, w tym przedziale cenowym śmiem twierdzić że tak i tezy tej będę bronił do upadłego. Jedynym minusem, który z żalem, bo z żalem, ale jednak muszę obdarzyć dzisiejsze bohaterki jest ich rozmiar. Są nauszne, a więc na mnie nieco za małe. Piszę to zupełnie szczerze i bezdyskusyjnie subiektywnie – z perspektywy ponad 100-kg „Ogra” i to wspomagającego swój zmysł wzroku okularami. Po prostu przylegające do małżowin usznych pady sprawiały, że chcąc/nie chcąc musiałem po każdym albumie robić sobie kilkuminutowe przerwy, żeby dać swoim uszom nieco odetchnąć. Oczywiście osobom drobniejszym, bądź dysponującym małymi uszami powyższe problemy będą zupełnie obce. A mnie w takim razie czekają przymiarki do wyższego, miejmy nadzieję nieco większego modelu ATH-DSR9BT.

 

 

Marcin Olszewski

 

 

Dystrybucja: Audio Klan

Cena: 1699 PLN

 

Dane techniczne:

Rodzaj: Dynamiczne

Średnica przetworników: 45 mm

Pasmo przenoszenia: 5 – 40,000 Hz

Czułość: 100 dB/mW

Impedancja: 35 Ω

Wbudowany akumulator: 3.7V litowo-polimerowy

Czas pracy na baterii: ok. 15 h ciągłej pracy (1 000 h w trybie standby)

Orientacyjny czas ładowania: 4 h (0-100%)

Waga: 300 g, bez przewodu

Czułość mikrofonu: -44 dB (1V/Pa a 1 kHz)

Pasmo przenoszenia mikrofonu: 50 – 4 000 Hz

Wejście: Micro USB Type B

Rodzaj komunikacji: Bluetooth Version 4.2

Wyjście: Bluetooth Specification Power Class 2

Maksymalny zasięg: ok. 10 m

Kompatybilne profile Bluetooth: A2DP, AVRCP, HFP, HSP

Wspierane kodeki: aptX HD, aptX, AAC, SBC

Data dodania




Sezon festiwali 2025 nadchodzi – i będzie się działo!

Jeśli czujesz, że zbliżające się lato to nie tylko czas krótkich spodenek i lodów na patyku, ale przede wszystkim muzyka na żywo, śpiew pod sceną i ten specyficzny kurz unoszący się nad festiwalowym polem – to znaczy, że wiesz, co dobre. Bo sezon koncertów plenerowych i festiwali muzycznych w Polsce to coś, co fani dźwięków świętują niemal jak narodowe święto. A 2025 rok zapowiada się naprawdę kozacko. Zaczynamy klasykiem – Męskie Granie. To nie tylko seria koncertów, to zjawisko kulturowe,

AudioNews
AudioNews
Felietony

Laudberg M1

O ile w High-Endzie sky is the limit, czyli ceny już dawno poszybowały daleko poza Układ Słoneczny, tak w tzw. budżetówce da się zaobserwować zdecydowanie bardziej optymistycznie nastawiający do życia trend. Otóż okazuje się, iż wbrew pozorom i rozsiewanemu defetyzmowi o dramatycznym spadku jakości dostępnych na rynku towarów parafrazując szkoleniowców naszych boiskowych kopaczy nawet w segmencie zaskakująco niskich cen „nie ma słabych drużyn”. Po czym wnoszę? A po reprezentantkach do teraz zupe

Fr@ntz
Fr@ntz
Kolumny

SilentPower prezentuje OMNI LAN: Stworzony przez perfekcjonistów dla purystów

Southport, Wielka Brytania – SilentPower, marka-córka iFi audio – pioniera w dziedzinie innowacji audio oraz komponentów o wysokiej wydajności – z dumą ogłasza premierę OMNI LAN – optycznie izolowanego przełącznika sieciowego stworzonego z myślą o wymagających purystach, dla których liczy się najczystsze możliwe doświadczenie audiowizualne. Nawet najbardziej zaawansowane systemy AV mogą zostać niezauważalnie ograniczone przez jeden, często pomijany element – standardowy przełącznik sieciowy. S

audiostereo.pl
audiostereo.pl
Nowości | Testy | Inne 1

Czy muzyka stała się tylko tłem?

Wchodzisz do kawiarni – w głośnikach leci „coś”, czego nie rozpoznajesz, ale rytm buja. Włączasz Spotify – ładujesz playlistę „Chill Beats to Study/Work/Exist To”. Jedziesz autobusem – ktoś obok słucha lo-fi przez słuchawki z przeciekającym basem. Słuchamy więcej niż kiedykolwiek, ale... czy naprawdę słuchamy? Jeszcze dwie dekady temu kupowało się płytę po długim oczekiwaniu na premierę. Otwieranie opakowania, czytanie wkładki, poznawanie tekstów – to był rytuał. Dziś? Kliknięcie „play” i s

audiostereo.pl
audiostereo.pl
Felietony

Wardruna wraca do Polski – koncert we Wrocławiu już 27 listopada!

Pisaliśmy już wcześniej o fenomenie Wardruny – zespole, który w naszym odczuciu nie tyle gra muzykę, co tworzy mosty między światem dawnym a współczesnym, między tym co duchowe, a tym co głęboko osadzone w naturze. I oto niespodzianka: ten wyjątkowy projekt znów zagra w Polsce! Czwartek, 27 listopada 2025 / Hala Stulecia, Wrocław Po dwóch latach przerwy norweska Wardruna powraca do naszego kraju, by w zabytkowej Hali Stulecia zaprezentować materiał ze swojego najnowszego albumu Birna.

AudioNews
AudioNews
Felietony


Opinie użytkowników

Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia



Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.