VADER "De Profundis" - mój debiut płytowy z zespołem
Wczoraj w wątku książkowym o tematyce formacji VADER wspomniałem o moich planach "zbudowania" płytoteki zespołu. Najchętniej winylowej. Różnie z tym jest u mnie. Częściej kupuję nowe CD-ki niż analogowe płyty. Może pora to zmienić. W końcu realizację nagrań trudniej skaszanić na winylu niż na CD, gdzie loudness war bije tak często w uszy.
Twórczość zespołu jest mi znana. Kiedyś słuchało się głównie z kaset magnetofonowych. Mało którego kumpla/kumpelę stać było na oryginalne CD. Mam na myśli lata 90-te.
Jako że na przełomie XX i XXI wieku byłem gitarzystą formacji Anima Damnata, siłą rzeczy musiałem znać kawałki Death, Vadera, Behemotha i innych wielkich. No i powiem Wam, że ręka sama chodzi. Te riffy gitarowe człowiek ma we krwi. Zabójcze tempa w akompaniamencie ultraszybkich stukotów werbla niczym karabin maszynowy, szybszy niż typowa wojenna "pepesza". Ja pierniczę, jest tutaj energia!
Pamiętam koncerty kapel death metalowych we wrocławskim klubie ROCKER. Publiczność szalała! Spocone twarze szaleńców na scenie i przede wszystkim poza sceną. Chłopaki i dziewczyny. To była prawdziwa społeczność fanatyków mocnej muzyki. Nie różnił nas pieniądz, przekonania polityczne i religijne. Byliśmy równi i wszystkich łączyła ta ekstremalnie szybka, ognista, diabelska i nietuzinkowa muzyka. Człowiek wracał do domu "w pół-głuchy", ale szczęśliwy...
Jest to reedycja z 2021 roku wyd. Nuclear Blast GmbH. Pierwotnie album wydano w 1995 roku. Pamiętam to łojenie. To był mój drugi rok posiadania gitary elektrycznej, efektów gitarowych i wzmacniacza gitarowego typu "combo". Wtedy miałem olbrzymią motywację i chęci do ćwiczeń i grania - czego? Wiadomo - startowało się od METALLIKI !!! 😄
R.I.P.
KRZYSZTOF "DOC" RACZKOWSKI (1970 - 2005)
ZBIGNIEW "VIKA" WRÓBLEWSKI (1962 - 2023)