Roksan K3 Amplifier – wzmacniacz zintegrowany - recenzja z lutego 2017 r.
Roksan K3 Amplifier – wzmacniacz zintegrowany
Miałem okazję posłuchać jak gra ten brytyjski wzmacniacz. Nie chcę kopiować danych technicznych, które błyskawicznie można znaleźć w sieci. Pierwsze co rzuca się w oczy to ogromny transformator toroidalny widoczny przez otwory wentylacyjne obudowy. Podnosząc wzmacniacz czuć, że nie mamy do czynienia z budżetową lekką konstrukcją, tuningowaną przez księgowego w garniturze. I przyznać trzeba, że słychać to od pierwszego puszczonego utworu. Bardzo estetycznie wykonana przednia ścianka urządzenia. Aluminium obrabiane „drapane” wzdłuż linii pionowych. Aluminiowe pokrętło głośności. Testowany przeze mnie egzemplarz miał prawidłowo wykonaną gałkę głośności. W zagranicznych testach można przeczytać, że pokrętło jest wykonane niewspółosiowo i występuje bicie osiowe podczas kręcenia pokrętłem głośności. Nie zaobserwowałem tego problemu. Najprawdopodobniej producent wyeliminował ten problem jakościowy.
W ruch poszły zarówno płyty kompaktowe, winylowe oraz gęste pliki. Używam kilku różnych par kolumn, ale najciekawsze wrażenia odnotowałem przy współpracy z kolumnami z epoki, z końca lat 70-tych, duża obudowa zamknięta z 12-sto calowym papierowym wooferem. Podpinałem różne wzmacniacze i powiem szczerze, że Roksan znalazł się w mojej ścisłej czołówce, w pełni je wysterował, bez żadnego destrukcyjnego wpływu na dźwięk, co w przypadku innych testowanych wzmacniaczy nie było takie oczywiste. Wydajność prądową czuć natychmiast. Słychać ją zarówno na niskich i bardzo niskich poziomach głośności. Głośniki grają wtedy z pełną kulturą, oczywiście na ile pozwala na to realizacja danego nagrania. Nie trzeba rozkręcać wzmacniacza by zachęcić kolumny do grania. Rzecz jasna wzmacniacz może być kręcony wyżej i tam dzieją się bardzo ciekawe rzeczy. Gra bardzo energetycznie i żywiołowo, aczkolwiek nie zapomina o detalu i tak zwanej muzykalności, która często przypisywana jest li tylko wzmacniaczom lampowym. Jest gotowy do „kopnięcia” jeśli tylko zostało to nagrane na płycie. Płyta Kraftwerk „Minimum Maximum” zabrzmiała jak należy, Michael Jackson „Thriller”, „Bad”, Chuck Mangione „Children of Sanchez” tak samo. Podobnie z różnymi płytami Depeche Mode z początku jak i końca ich twórczości. Pełne kopnięcie na basie, aż miło posłuchać. Pozostała część pasma nie jest w tyle. W pełni wysterowane kolumny pokazują piękną barwę średnicy, jej nasycenie i powietrze, które zawarte jest w nagraniu. Świetna góra. Nie natarczywa, nie wycofana. Znakomita stereofonia, dość szeroka scena wszerz i wgłąb (w zależności od możliwości akustyki pomieszczenia). W ruch poszły kolejne płyty, tym razem inny repertuar, a dokładnie Halina Kunicka „40 piosenek. Świat nie jest taki zły”, Polskie Nagrania CD. Utwory zarejestrowane w latach 60-tych. Coś wspaniałego. Nieskazitelnie nagrany wokal. Wręcz tak dobrze nagrany jak wokal Anny Marii Jopek na albumie "Acoustic Room 47", czyli płycie audiofilskiej wybitnie zrealizowanej. Perfekcyjnie odtwarzany na wysokiej klasy kolumnach Tannoy. Następnie utwory z lat 60-tych i 70-tych Hanna Rek ”Mam szczęście do wszystkiego” Polskie nagrania 1990 na winylu oraz na CD Polskie nagrania z 2001 roku. Sięgnąłem również po piosenki śpiewane przez Łucję Prus, zwłaszcza w okresie współpracy ze Skaldami. Ogromna przyjemność ze słuchania. Z czasem zaczynam doceniać trud i wkład pracy wielu muzyków akompaniujących w/w wokalistkom, zwłaszcze sekcje dęte, smyczkowe, „pomagajko-przeszkadzajki”.
W ruch poszły również płyty jazzowe, m.in. Alchemik „Dracula in Bucharest” Alchemik Studio CD 2004, The Modern Jazz Quartet „The Last Concert”, Atlantic LP 1975. Niesamowity groove i pazur. Przesłuchałem jeszcze kilkanaście różnych płyt i kilkadziesiąt plików muzycznych FLAC, WAV, natywne DSD. Rock, metal, muzyka klasyczna, wokalistyka, małe składy jazzowe. Wzmacniacz z każdym repertuarem daje radę. Nie poddaje się, nie klęka. Nie degraduje dźwięku. Dzielnie radzi sobie z trudnymi sygnałami. Możnaby rzecz, że wszystko w rękach: realizacji nagrań, źródła dźwięku, kolumn i akustyki pomieszczenia.
Jedno powiedzieć muszę – to najprawdopodobniej jeden z najlepszych współcześnie produkowanych wzmacniaczy tranzystorowych w cenie do 6500zł. Produkowany w Anglii i częściowo w Niemczech. Śmiało mógłby rywalizować z dużo droższymi konstrukcjami. Dzięki ogromnemu transformatorowi sieciowemu, dużej wydajności prądowej oraz mocy rzędu 550VA (w tzw. „peaku” może oddać nawet 800W) napędzi bez trudu wiele kolumn z trudnym przebiegiem impedancji i o niskiej efektywności. Rzecz jasna nie jest to wydajność prądowa bratniej brytyjskiej szkoły brzmieniowej Naim Statement, ale pamiętajmy że Naim każe sobie zapłacić 750 000zł za elektrownię Statement, więc nie ma tutaj wspólnego mianownika.
Pięknie również gra z klasowymi kolumnami Tannoy Kensington. Nie jest konieczny wzmacniacz lampowy aby wykrzesać z tych kolumn brzmienie wokalistyki, muzyki jazzowej, klasycznej. Bardzo ciekawy duet. Kolumny czarują. Można ich słuchać godzinami nie męcząc przy tym uszu.
Roksan K3 ma tryb pracy zmniejszający pobór mocy z sieci. Może pracować w trybie pracy o poziomie głośności niższym o 20dB (pomarańczowy kolor diody). Wtedy pokrętło głośności szybko idzie w prawą stronę. 5 wejść liniowych, wejście gramofonowe PHONO MM 47kOhm, możliwość pracy jako preamp i końcówka mocy (zwory). Estetyczny pilot z zaokrąglonymi krawędziami. Możliwość puszczania plików z telefonu komórkowego przez Blue Tooth. Przydatna funkcja jeśli ktoś często odtwarza pliki z komórki.
Warto posłuchać jak gra ten wzmacniacz. Może okazać się, że poszukiwanie właściwej amplifikacji swojego systemu audio skończy się właśnie na integrze Roksan K3.
21.02.2017 r.